Nie jesteś zalogowany.

 9

  • Gadka
  •  » [info] Artykuły i Wywiady

#51 2008-01-06 00:44:46 Re: [info] Artykuły i Wywiady

cykoelektryko
IMMORTAL™
Skąd: Radom
Zarejestrowany: 2005-11-13
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

W miarę jak postępowały lata osiemdziesiąte, wielu usiłowało
dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej grupie z Duesseldorfu,
która zamontowała koła elektronicznemu popowi i syntetycznej
muzyce dance. Grupa, a najbardziej Huetter, poczuli się zafrapowani
potencjalnymi wywiadami, które w rezultacie naraziłyby ich na
ujawnienie. To mogło być spowodowane częściowo faktem, iż grupa
była świadoma chwały, jaką ją otoczono i była niechętna uczynić
cokolwiek aby nie pokrzyżowano ich planów. Zapytania skierowane
do nich spotykały się z enigmatycznym murem ciszy. Ogólnie rzecz
ujmując taka postawa przyczyniła się do podniesienia ich renomy jako
oddalonych od wszystkich geniuszy, ciężko pracujących w narzuconej
samym sobie, wyłączności swojego studia.

Wobec przemożnego sukcesu trasy Computer World i singla będącego
numerem 1 w UK, stało się jasne, że słuchacze i krytycy otrzymali
bardzo niewiele [w sensie twórczości i informacji o Kraftwerk; Jac]
aby porównać ich z nową muzyką elektroniczną, której stali się
inspiracją. Trzy lata przerwy pomiędzy Man Machine a Computer
World były teraz odbierane jako okres przewlekłej bezczynności.
Ta cisza została przerwana krótko w 1983r. kiedy został wydany,
aczkolwiek w niezbyt skoordynowanym stylu, singiel "Tour De France".
Limitowane wersje 12" były dostępne jeszcze przed oficjalnym
wydaniem ale EMI opóźniła jego generalne wydanie w oczekiwaniu
na wieści o nadchodzącym albumie. Ostatecznie zdecydowano o
opublikowaniu tej ścieżki na 7" i 12" singlach i na kasetach.
Tour De France bezpośrednio odzwierciedlał zainteresowanie Huettera
w kolarstwie szosowym. Zdania są podzielone co do źródeł tego
zainteresowania. Schult utrzymuje, że trasa Computer World okazała
się także znaczącym wysiłkiem fizycznym, iż musieli wspólnie usiąść
i przedyskutować sprawę ćwiczeń. Huetter i Schneider byli pod wrażeniem
kondycji Schulta, który kładł się spać jako ostatni a wstawał jako pierwszy.
Schult wyjaśnił im, że wziął się za kolarstwo i przeszedł na odżywianie
wegetariańskie, co w rezultacie podpowiedziało Huetterowi i Schneiderowi
aby uczynić to samo.

Maxime Schmitt widzi tą sprawę inaczej. Twierdzi on, że Huetter
zawsze wykazywał zainteresowanie sportem, chodzeniem na mecze
piłkarskie czy nawet grą w golfa. Wypatrywał czegoś co dałoby mu
możliwość ćwiczenia organizmu ale ani golf ani piłka nożna nie
pasowały do imageu Kraftwerk. W międzyczasie zaczął uprawiać jogging
dla zachowania formy. Schmit pamięta jak towarzyszył Huetterowi
podczas rundy golfa, na swoim rowerze. Kilka tygodni później Huetter
zadzwonił do Schmitta i oznajmił że zabrał się za kolarstwo.

Nie upłynęło dużo czasu jak cała grupa została zachęcona do podjęcia
tego sportu. Wkrótce zaczęli spotykać się w klubie kolarskim w
Duesseldorfie a zespół przyjął nazwę "Radsportgruppe Schneider"
(klub kolarski Schneidera). Kolarstwo wydało się oczywistą, dobrą
drogą odseparowania się od tego całego biznesu, bycia w zespole i
klaustrofobicznej atmosfery w studiu przez cały czas. Maxime Schmitt
wspomina jak Huetter i Schneider popadli w nowe hobby:
"Rower był doskonałym wyjściem aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Zauważyliśmy również, że ten sport ma działanie antystresowe
ponieważ koncentrował nas całkowicie na rowerze. Kiedy jedziesz
rowerem, nie myślisz o nowej płycie, czy o tym jak ją wydać.
Zdaliśmy sobie sprawę, że podczas trzy, cztero godzinej jazdy
rowerem, rozmawialiśmy o takich rzeczach jak - o, masz nowe
hamulce, albo - skąd wziąłeś tą kierownicę ? Masz dobrze ustawione
siodełko ? Albo - a jak chodzą pedały ? Rozmawialiśmy o wszystkim
co było związane z kolarstwem. "W czasie tras kolarskich nosiliśmy
wszyscy takie same stroje jak profesjonaliści. Jak spotykaliśmy ich
na drodze, nie mogli nas zrozumieć. Mówili - to nasza praca, po co
wy się tym zajmujecie ? Musieliśmy szanować tą estetykę."

Uprawianie kolarstwa spowodowało, że grupa nieuchronnie zaczęła
szukać ram koncepcyjnych dla wpasowania tego sportu w image
zespołu. Tak jak mieli ciemne ubrania na scenie i sprzęt, tak ciemne
mieli stroje i sprzęt kolarski. Podczas przejazdów po wioskach, ludzie
słusznie komentowali pojawienie się zastraszającego widoku jakim
była mijająca ich duża grupa ludzi ubranych na czarno. Zespół
przyjął, że czarny kolor oznacza noc, podczas której powstała
większość ich muzyki a także oznacza kolor kawy, którą pili w
nadmiernych ilościach, gdy omawiali sprawy związane z muzyką.
Rower był środkiem transportu, który nie mógł jechać wstecz a
więc konceptualnie wydał się niezwykle słuszny dla zespołu,
którego filozofia była taka sama. W końcu powstała fascynacja
w kategoriach estetycznych pomiędzy wiecznie obracającymi się
kołami w ich rowerach za dnia a obracającymi się szpulami w ich
studyjnych magnetofonach w nocy.

Będąc znudzonym takimi technologicznymi symbolami jak
samochód, radioaktywność i pociągi, Kraftwerk zwraca uwagę na
świadomość pro środowiskową, adoptując rower. To oznaczało,
że musieli przemyśleć swój stosunek do technologii.

"Po nowoczesnym świecie (pociągi, autostrady, radioaktywność itp.)
i elektronicznych maszynach z Computer World, chcemy gloryfikować
ludzkie muskuły, całą fizyczną stronę człowieka." wyjaśniał Ralf
Huetter. "Tour De France zapowiada Kraftwerk nowej ery".
Jak już podchwycili ideę roweru jako integralnej części imageu
Kraftwerk, wkrótce Huetter stawał się napastliwie liryczny w stosunku
do tematu pojawiającego się w ich brzmieniu:
"Rower jest już sam w sobie instrumentem muzycznym. Brzmienia
łańcucha, pedałów, przerzutek, czy na przykład oddech kolarza,
wszystko to włączyliśmy do brzmienia Kraftwerk, wstrzykując
naturalne brzmienia do studyjnych komputerów. Kraftwerk zawsze
był zespołem populistycznym a na ostatnim albumie zniszczyliśmy
mit genialnego muzyka (jakim był Mozart komponujący symfonie
będąc dzieckiem) i pokazaliśmy ludziom jak grać na Casio, jak robić
samemu swoją własną muzykę. Teraz sytuacja się powtarza z rowerem
- jazda na rowerze jest najpopularniejszym sportem, każdy może go uprawiać."

Niektórzy mogą sądzić, że ich zainteresowanie kolarstwem wynika z
kryzysu wieku średniego dotykającego mężczyzn a wielu z nich wpada w
obsesję zdrowego trybu życia. Oczywiście, zainteresowanie Huettera
zbiegło się najwyraźniej z jego postanowieniem skończenia z piciem
alkoholu i przejściem na odżywianie wegetariańskie. Trudno
zignorować także fakt, iż ich zainteresowanie zbiegło się również z
okresem w l. 80ch, kiedy to odrodziło się zainteresowanie zdrowym
trybem życia, szczególnie w Ameryce. Po tym wszystkim, nawet krucho
wyglądający Andy Warchol zaczął chodzić na siłownię.

Oczywiście, promocja jazdy na rowerze wskazała również na rosnące
obawy l. 80, które dotyczyły ochrony środowiska i oszczędności
energii. Przez zwrócenie swojej uwagi na przyjazny środowisku rower,
Huetter uciekł się do krańcowych technologii o napędzie ludzkim.
Rower nadal reprezentuje najbardziej efektywną i tanią formę
transportu, niezależną od jakiejkolwiek formy energii za wyjatkiem
ludzkich kończyn.

W miarę jak zaczęły rosnąć problemy z zanieczyszczeniem środowiska
naturalnego stało się oczywistym, że możliwe długoterminowe
zniszczenie środowiska będzie zarzucane również samochodom. Na
kontynencie europejskim w szczególności, wielu ludzi zaczęło
rozglądać się za alternatywnymy środkami transportu, jako wyjście na
przeciw pojawiającym się problemom nie jako krok w kierunku
regresji. Jazda na rowerze nie była już postrzegana jako dziwaczne
wyścigi kilku twardych fanatyków ale jako rozwiązanie dla
narastających problemów ruchu ulicznego i zanieczyszczenia atmosfery
głównych miast europejskich. Włączenie się Kraftwerk w ten ruch może
być postrzegane jako profetyczne lub przynajmniej jako zmiana
poglądu.

Przez krótki czas, podczas ich pierwszego rowerowego lata grupa
uprawiała ten sport wspólnie jako zespół, wychwalając frazę "Tous a
velo" (Wszyscy na rowery!). Jednakże po początkowym napadzie
entuzjazmu, tylko Huetter pozostał najbardziej zainteresowany tym
sportem. Oczywiście Fluer wydawał się mieć ambiwalentny stosunek do
tej nowej pasji, musząc uczyć się jeździć na rowerze jako pierwszy.
Podobnie Karl Bartos zdawał się tolerować tą pasję dla harmonii w
grupie. Kolarstwo ukształtowało nową codzienną rutynę Huettera
składającą się z kawy, jazdy rowerem, wizyt w studiu a potem, być
może, w nocnych klubach.

Nagłe, artystyczne oddanie się Kraftwerk przyziemnemu tematowi
pedałowania wydało się dziwne dla tych, którzy spodziewali się
dalszej kontynuacji wzrowowanej na obsesyjnie technologicznym
Computer World. Jednak w rzeczywistości rozwój technologii rowerów
wyścigowych był nie mniej technologicznie obsesyjny niż rozwój
komputerów i również posługiwał się techniką komputerową. Złożoność
współczesnego roweru powiązana z jego potencjałem jako środka
transportu, była doskonałym krokiem naprzód od samochodu z
"Autobahn", przez pociąg w "Trans-Europe-Express" i nie była
naprawdę zaskoczeniem zmiany kierunku przez Kratwerk.

Faktycznie grupa była świadoma czynienia pewnego rodzaju
oświadczenia na rzecz środowiska naturalnego, jednak bez
nieodzownego propagowania, czy próbowania przeniesienia pewnego
rodzaju przesłania.
"Niemcy w tamtym czasie były pod silną presją przemysłu ciężkiego."
wyjaśnia Emil Schult. "Przez cały czas powietrze było mocno nasycone
zanieczyszczeniami i dlatego właśnie wolałem jeździć na wakacje do
innych krajów. Jeżeli masz możliwość tworzenia muzyki i jesteś
prominentną osobą, powinieneś wziąć również odpowiedzialność za
przekazywanie przesłań, chyba że skupiasz się wyłącznie na robieniu
rozrywki. Ale jeżeli chcesz uczynić coś co przetrwa dłużej, zawsze
uważaliśmy, że nasza intelektualna praca była dużo bardziej owocna
niż mnóstwo innej muzyki produkowanej w tamtym czasie [to zdanie
jest niespójne ale taka jest wypowiedź; Jac]. To była świadoma
decyzja pozostania na tym poziomie."

Prawdziwie do ich słów, Huetter i Schneider, który również zajął się
kolarstwem, porzucili jazdę zachłannym na paliwo Mercedesem po
pobliskich miejscach, na korzyść mniej paliwożernego, bardziej
przyjaznego środowisku Volkswagena. Maxime Schmitt:
"Wszyscy mieli małe samochody, jako szacunek dla znajdującego się w
kryzysie środowiska naturalnego. To jest ich socjalistyczna strona.
Mieli kultowe Volkswageny Beetle a teraz wrócili do Golfów..."
Muzycznie, całkowita suma ich zainteresowania kolarstwem została
zaprezentowana w ścieżce "Tour De France". Początkowo Huetter i
Schmitt próbowali przekonać grupę do nagrania całego longplaya
bazującego na kolarstwie jako sporcie. Jednakże reszta grupy nie
została przekonana i idea skupiła się na pojedyńczym utworze.
Początkowe frazy utworu były napisane na obrusie w restauracji.
Od tamtej pory zaczęła kształtować się koncepcja utworu z którego
powstały liczne wersje, dwie niemieckie, New York club mix
(w wersji francuskiej i niemieckiej), remix angielski, jak również
wersja instrumentalna nazwana "2 Etape". Club mix akcentował
odgłosy roweru i oddech. Zespół powstrzymywał się od nagrania
angielskiej wersji językowej, ponieważ trudno było przełożyć z
francuskiego bardziej sugestywny, kolarski slang. Fraza jak
"pédaler en grand braquet" brzmiała w języku angielskim raczej
niezgrabnie jako "to pedal in a high gear ratio" [pedałować na
najwyższym biegu; Jac].

Powiązanie tytułu ze sportem sprawiło nieuchronnie, że najlepsza
okazała się tylko francuska wersja i to ona była grana live. Rownież
na drugiej stronie okładki singla zamieszczono francuskie słowa. Dla
niewtajemniczonych, Galibier i Tourmalet mogły wydawać się
nazwiskami kolarskich mistrzów nie zaś nazwami górskich przełęczy w
Alpach i Pirenejach, które Huetter sam pokonał. Tekst kompozycji
kończy się następującymi słowami "le vélo vite réparé, le peloton
regroups, camarades et amitié." (the bicycle quickly repaired, the
peloton regroups, comrades and frendship) [rower szybko naprawiony,
peleton przegrupowuje się, koledzy i przyjaźń; Jac].

W typowym dla Kraftwerk stylu, spędzono mnóstwo czasu nad "Tour De
France", skrupulatnie odtwarzając jazdę rowerem w studiu. Włączono
dźwięki kół rowerowych i pompki do roweru. Huetter nawet biegał na
dół i do góry po studyjnych schodach zanim nagrał wokal, aby dać
wrażenie kogoś komu brakuje tchu podczas jazdy rowerem. W końcu
wokal został nagrany na schodach w studiu tak aby uzyskać właściwe
echo. Możliwym jest, że miał na nich wpływ utwór z 1976r.,
francuskiego muzyka awangardowego Jac Berrocal zatytułowany
"Rock'n'Roll Station", w którym także wykorzystano odgłosy
pedałowania, przerzutek i rowerowych dzwonków. Występująca gościnnie
wokalistka Vince Taylor śpiewała nawet, że "rower Jac'a jest muzyką
dla jej uszu".

Początkowo Schneider, który był odpowiedzialny za charakter tego
kawałka był niezadowolony z "Tour De France". Nie tylko był
zatroskany muzyką ale i włączeniem bardzo popularnego wyścigu
do koncepcji Kraftwerk. Będąc zdystansowany do utworu, był pierwszym,
który proponował zmiany. Bartos miał także zastrzeżenia do miksu.
Huetter będący najbliżej muzyki był często ostatnim w krytyce ale
ostatecznie zgodził się udać się do Nowego Yorku w celu dokonania
miksu ścieżek. To był rodzaj pertraktacji przez które grupa przeszła
i upewnienia się, że dołożono wszelkich starań aby wydać najlepszą
formę, jak Maxime Schmitt wspomina:
"Spędzili wiele wieczorów na dyskusjach. Mogli rozmawiać w powadze
pięć czy sześć godzin. Ralf był bardzo skoncentrowany, podczas gdy
Florian chodził tam i z powrotem jak lew w klatce. Czasem były duże
napięcia i stresy. Wiem, że w grupie takie rozmowy miały miejsce ale
mieli na uwadze bronienie koncepcji Kraftwerk."

W dziwnym zbiegu okoliczności, podczas nagrywania "Tour De France"
Hutter miał poważny w skutkach wypadek podczas jazdy rowerem. W
czasie jazdy po zaporze na Renie, Huetter kolidował z rowerem
kolegi. Nie mając żadnego zabezpieczenia głowy udeżył nią o
asfaltową nawierzchnię. Obrażenia, których doznał były potencjalnym
zagrożeniem dla życia i spowodowały dwudniową śpiączkę. Po
odzyskaniu świadomości, jego pierwszymi słowami zapewne były "gdzie
jest mój rower?".

Chociaż po wypadku całkowicie wyzdrowiał, były widoczne oznaki, że
zainteresowanie Huettera kolarstwem wykroczyło poza ramy hobby.
"Ralf zawsze miał tendencję do posuwania się za daleko w jeździe
rowerem", mówi Maxime Schmitt, "zarówno jeżeli chodzi o dystans jak
i ludzkie możliwości. Niekiedy jeździliśmy po górach 200 km,
zaliczając dwie, trzy przełęcze w Dolomitach. Kiedy ja mówiłem stop,
on jechał dalej pokonując kolejną przełęcz i nie wracał przed
zachodem słońca."

Rezultatem wypadku Huettera było wydanie "Tour De France" w czerwcu
1983r., który osiągnął 22 pozycję na brytyjskiej liście przebojów,
we wrześniu tegoż roku. Jednakże ten sukces nie został powtórzony we
Francji, w której utwór został wypuszczony zbyt późno aby
skapitalizować tegoroczny wyścig Tour De France i sprzedał się w
zaledwie 7500 egzemplarzach. Okładka do singla została zapożyczona
ze starego czechosłowackiego znaczka pocztowego z lat 30. i
przedstawiała czterech członków Kraftwerk jadących na rowerach.
Najwyraźniej musiało dojść do wielu dyskusji w jakiej kolejności
mają zostać przedstawieni poszczególni członkowie w peletonie. W
końcu przyjęto układ jaki jest na scenie, umieszczając w kolejności
Ralfa, Karla, Wolfganga i Floriana.

Wideo towarzyszące tej ścieżce bazowało na starym materiale filmowym
z Tour De France z lat 50. Przedstawia byłych zwycięzców tego
wyścigu jak Fausto Coppi i francuskiego kolarza Louisona Bobet,
oklaskiwanych przez kibiców za zwycięstwo. Wczesne kopie wideo
zawierały również sceny z grupą na ich rowerach. Wolfgang Fluer,
który był najmniej zainteresowany zaadoptowaniem w grupie nowego
sportu, brał w nich udział niemal pod przymusem. Jak wspomina Karl
Bartos: "Wolfgang nienawidził kolarstwa, był zmuszany do wzięcia
udziału w wideo "Tour De France", nienawiwdził tego". Nie trzeba
dodawać, że to wideo odzwierciedlało zdolności Kraftwerk do
przywoływania i zobrazowania nostalgicznych czasów minonej ery.
Dzisiaj nadal jeszcze pokazują podczas występów live fragmenty tego
wideo ale już bez pokazywania ich samych na rowerach.
Po ukazaniu się na rynku, "Tour De France" został wykorzystany w
ścieżce dźwiękowej do filmu Breakdance, ponownie pokazując ich
rosnący wpływ na amerykańska muzykę dance. Ten wpływ był oczywisty
dla Kraftwerk a w pełni zdali sobie z tego sprawę podczas kolejnej
wizyty w Stanach Zjednoczonych, gdy byli nagabywani o autografy
przez czarnoskórych fanów grupy. Po ukazaniu się utworu w filme,
zremiksowana wersja "Tour De France" zajęła 24. miejsce na
brytyjskiej liście przebojów, we wrześniu 1984r.

Uraz Ralfa Huettera spowodowany wypadkiem, nie powstrzymał go
przed rowerową obsesją, rzucił się w wir sortu z odnowioną werwą.
Po krótkim czasie było jasnym, że reszta grupy nie podtrzyma jego
poziomu zainteresowania tym sportem. W rezultacie tworzył zespoły z
innymi członkami swojego klubu kolarskiego, przemierzając trasy
słynnych wyścigów kolarskich jak Paris-Roubaix, wraz z ich
niesławnymi drogami z kocich łbów. Gdy Huetter mówił o kolarstwie,
nacisk kładł na to, iż nie jest to czysto rekreacyjna pasja. Chętnie
zaprzeczał, że udaje się na kolarskie wakacje:
"Nie, nie jest to rodzaj wakacji. To jest relacja człowiek-maszyna.
Jestem ja i ludzka maszyna na rowerze. W ten sam sposób funkconuje
Kraftwerk - człowiek-maszyna. Wakacje są alienacją, konsumpcyjnym
konceptem. Aby się zrelaksować jeździmy na rowerach, to wystarcza.
Wyzwoliliśmy sie od wakacji." Schneider, który również lubi kolarstwo,
aczkolwiek w mniej obsesyjnym stopniu, wychwala zalety:
"Niekiedy jeżdżę sam albo z przyjaciółmi. To jest bardzo dobre dla
regeneracji, jak również jest to dobry trening aby pozostać nadal na
scenie.". Karl Bartos, który nawiasem mówiąc, uprawia codzienne
bieganie ostatecznie był mniej zainteresowany udziałem w kolarstwie,
jako częścią kraftwerkowego stylu życia:
"W tamtym czasie byliśmy bardzo za zdrowym podejściem do życia,
jeżdżąc i biegając. W rzeczywistości najbardziej Ralf i Florian.
Ralf zwariował na tym punkcie, jeżdżąc czasami po 200 km dziennie.
Jak chciałem dotrzymać mu tempa, byłem wykończony. Florian był
bardziej leniwy, lubiał od czasu do czasu kufel piwa."

Huetter nadal miał obsesję na punkcie świata dwóch kółek i raz nawet
zrobił rundę do Paryża tylko po to aby kupić tam pewną szczególną
część do roweru. Na trasach koncertowych było częstą praktyką, że na
100 km przed miejscowością, w której miał odbyć się koncert,
zrzucano go z autobusu i resztę trasy pokonywał sam na rowerze (za
wyjątkiem Angli, gdzie Huetter obawiał się jazdy ze względu na
lewostronny ruch). Podczas turnee The Mix, Schneider brał mały
składany rower ze sobą. W miejscach występów, można go było
zobaczyć jeżdżącego dookoła sceny, podczas sprawdzania dźwięku.

Huetter posiadał około dziesięciu rowerów różnych marek, każdy z
nich albo czarny albo chromowany, śledził także wyścigi w kanałach
telewizji satelitarnych. W bezpośrednich porównaniach do
mechanicznych odpowiedzi jakich udzielał na pytania dotyczące grupy
i jej muzyki, jest to jeden z tematów, który ożywiał go. Partick
Codenys z Front 242:
"Nigdy nie widziałem takiego błysku w jego oczach jak podczas rozmów
o kolarstwie i rowerach. Dla niego rower wynien być zbudowany jak
komputer, dokładnie część po części, z częściami zamiennymi, ramą,
hamulcami, siodełkiem itd. Jest to rzeczywiście świat sam w sobie,
zarówno mechaniczny jak i techniczny."
Żona Codenysa, Catherine McGill, pracująca w sklepie z rowerami,
podziela kolarskie zainteresowania Huettera:
"Spotkałam Ralfa w słynnym klubie Dorian Grey w podziemiach
frankfurckiego lotniska, gdzie w każdy piatek odbywają się wieczorne
spotkania Technoclubu. Oczywiście rozmawialiśmy o kolarstwie a Ralf
powiedział mi, że ma rower słynnej włoskiej marki Campagnolo.
Powiedział mi również, że lubi udawać się również w trasy w miejsca
gdzie mieszkamy [wschodni obszar francuskojęzycznej części Belgii].
Zauważam, że wielu ludzi zainteresowanych kolarstwem i rowerami
interesują się również innymi technicznymi rzeczami, jak fotografia,
czy jak w przypadku Ralfa, muzyka [jac: dla kobiet fotografia i muzyka
to technika  ]. W świecie rowerów postęp techniczny jest szybki,
coraz lżejsze koła albo siodełka. Zupełnie jak postęp w muzyce
elektronicznej z coraz lepszymi maszynami perkusyjnymi."
Kolejnym potwierdzeniem pogrążenia się Huettera w świat rowerów,
było pokazanie się jego i jego rowerów we francuskim miesięczniku
poświęconym tej tematyce, opisującym go jako niemieckiego fanatyka
rowerowego z niewiarygodnym, najnowocześniejszym sprzętem.
Przypuszczalnie ze względu na naciski Ralfa, nigdzie w artykule nie
napisano, że jest on członkiem Kraftwerk.

Niewątpliwie w oczach Huettera, kolarstwo nadal bardzo dobrze wiąże
się z koncepcją Kraftwerk. Uformowało ono bazę do codziennej rutyny
obracającej się wokół powtarzającego się schematu jego zainteresowań
- kawa, kolarstwo, kawa, studio, kawa, disco.

Ostatnio edytowany przez cykoelektryko (2008-01-28 05:37:19)

Offline

 

#52 2008-04-04 21:32:03 Re: [info] Artykuły i Wywiady

Trancemann
Tots units fem força
Zarejestrowany: 2005-11-13
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

Podobno bylo to kiedys w Newsweek.

"Picie do upadłego wspomagane narkotykami. Potem seks w toalecie albo w amochodzie. Czasem gwałty, gdy dziewczyny nie wiedzą już nawet, co się z nimi dzieje. Tak zabawiają się dziś nastolatki ze wsi w dyskotekach rozrzuconych po całym kraju. Dorośli albo udają, że nic złego się nie dzieje, albo wolą nie wiedzieć. Reporterzy "News-weeka" i TVP z ukrytą kamerą obserwowali szaleństwo sobotniej nocy w dyskotece Viva.Dum, dum, dum. Dźwięki basów odbijają się od chałup wioski Ciche, 15 kilometrów od Brodnicy. Dyskoteka Viva wygląda jak kosmiczny spodek tętniący rytmem techno i kolorowymi światłami. Sobota. Godzina 21. Zaczyna się zabawa. Nastolatki wylewają się z autobusów, które wlokły się przez wsie w promieniu 40 kilometrów, zbierając wszystkich chętnych. Teraz kilka szybkich piw pod sklepem, bo taniej niż w Vivie. A potem już upodlenie do dna, szaleństwo za cały nędzny tydzień, odlot od parszywej rzeczywistości.
- Jak się bawi Brodnica? - słychać w głośnikach świdrujący krzyk DJ-a. - Za-je-biś-cie
- odpowiada wrzaskliwym chórem Brodnica. Na stoliku obok nas ląduje ścieżka fety. 15-letni na oko chłopak nawet nie próbuje ukryć narkotyku. Szybkim ruchem wciąga biały proszek do nosa, grymas na twarzy gubi się w stroboskopowym świetle. Tuż obok jego jeszcze młodziej wyglądające koleżanki - ostry makijaż, cieniutkie bluzeczki na ramiączkach, nagie brzuchy - kleją się do innych chłopaków. Później "zrobią im dobrze" w krzakach koło dyskoteki albo wyciągną się na tylnych siedzeniach niewiele młodszych od nich volkswagenów i fordów zaparkowanych przed budynkiem.

Dziewczyna w czarnej bluzce, która przez cały wieczór skakała jak opętana pośrodku parkietu, ma dzisiaj słaby dzień. Pada jak ścięta. Traci przytomność i dostaje drgawek.
- Gówniara, bawić się nie potrafi. Przegięła z pigułami, debilka - komentują z obrzydzeniem koledzy.
Muzyka nie przestaje grać. Kilkusetosobowy tłum podryguje dalej, tylko wokół tej na czarno robi się pusta przestrzeń. Pojawiają się ochroniarze, wynoszą dziewczynę na ławkę na zewnątrz. Zimno jak cholera. A ona leży jak nieżywa. Ochroniarze świecą jej w oczy latarką. Wywrócone białka, z ust sączy się ślina. Trzeba wezwać pogotowie.
Koleżanki czekają. Drżą w chłodną listopadową noc w swoich leciutkich bluzeczkach. W końcu nadjeżdża karetka. Kogut na dachu synchronizuje się ze światłami Vivy. Lekarze pakują nieprzytomną dziewczynę na nosze bez zbędnych pytań. Jakby z góry wiadomo było, że mogło się stać tylko jedno. Ruszają do szpitala. - Jak się bawi Jajkowo? - dobiega na zewnątrz stłumiony wrzask. DJ z Vivy wciąż podkręca atmosferę. Choć bardziej podkręcić już chyba się nie da.
I tak co sobotę - w tej i w setkach innych wiejskich dyskotek. Noszą wdzięczne nazwy - Acapulco, Star, Joker. Mieszczą się w byłych GS-ach, domach ludowych, rolniczych spółdzielniach. W transowych rytmach muzyki puszczanej przez uśmiechniętych DJ-ów wiejska młodzież pije, ćpa i kopuluje. A razem z nimi nawet 14-, 15-letnie dzieci. Stereotyp zepsutego miasta i konserwatywnej wsi w takich dyskotekach ginie w oparach marihuany i lejącego się strumieniami piwa. Za 5, 8, 12 złotych wstępu dzieciaki mogą na kilka godzin zapomnieć, że przyszło im żyć w gorszej Polsce. I posmakować lepszego świata. Czy raczej jego pozorów.

Dum, dum, dum, muzyka, młodziutkie ciała aż płoną z ochoty. Patrzymy, jak w kącie na wyciągnięcie ręki od naszego stolika na ostro migdali się para nastolatków, ręce chłopaka wędrują pod majtki dziewczyny. Coraz szybciej i śmielej. Dziewczynka, ma może czternaście lat, chichocze, wygląda na zadowoloną. - Vivaaa, vivaaa - drze się DJ. - Pamiętajcie, u nas nie ma adwentu.

Dum, dum, dum - ciała spływają potem. Jego plamy połyskują w stroboskopowym świetle na podrabianych markowych białych bluzeczkach i T-shirtach z bazarowych kolekcji, tych wszystkich "pumach", "la costach", "levisach". Dilerzy w prawdziwych adidasach, oryginalnych dżinsach i zagranicznych koszulkach odróżniają się od tłumu wyglądem i wypchanymi portfelami. Wcale się nie kryją. Łażą między dzieciakami jak kelnerzy.
Na barze wywieszka: "Młodym poniżej 18. roku życia i osobom nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy". Barmanka wyćwiczoną ręką otwiera kolejne butelki piwa. W kolejce dzieciaki: 14-, 15-, 17-latki patrzą zmętniałym wzrokiem. Ale nawet tych najmłodszych i najdrobniejszych nikt nie pyta o wiek.

Dum, dum, dum. Karolina ma już dość. - Kuuuwa, kuuuwa - powtarza co chwilę.
Do Vivy przyjechała, żeby "kogoś zapoznać". Ma 17 lat, uczy się na sklepową. - I nikt mi nie podskoczy - pokazuje finkę, nosi ją w torebce. Tata jej kazał. - Córcia, ty noś coś przy sobie, żebyś mogła się obronić - powiedział kiedyś. I nóż się przydał, pocięła nim opony w aucie chłopaka. - Fiut mnie uderzył - mówi. - Ale i tak, kuuuwa, jest tutaj w porządku - mówi i zerka na stojącego obok chłopaka. - Taaa, fajnie - zagaja 16-letni Józek, ostatnia klasa gimnazjum. Zimował rok, szkoła jest głupia, teraz będzie składał papiery do zawodówki. W Vivie bawi się co tydzień: pije piwo, bierze speedy, pali jointy. Pokazuje telefon, w którym zapisał dziesiątki numerów dyskotekowych panienek. Bełkotliwym głosem chwali się, że kochał się w dyskotekowej toalecie dwa tygodnie temu. W zeszłym tygodniu też mógł, ale nie miał gumek. Ale zrobili striptiz na ulicy. Karolina z Józkiem wyraźnie przypadli sobie do gustu. Zostawiają nas i idą tańczyć. Dwa chudzielce, którym wydaje się, że właśnie zdobywają świat. Potem będą uprawiać seks. Tak właśnie rozumieją bliskość.

Dum, dum, dum, hałas wypływa przez uchylone drzwi i okrąża imprezowiczów siedzących na ławeczkach przed Vivą. Wszyscy mają na nadgarstkach stempel-bilet z fluorescencyjnej farby. Chłopcy dzierżą w ręku butelki piwa, a na kolanach dziewczyny z dekoltami sięgającymi pasa. Muzyka przedziera się przez kłęby dymu marlboro light kupionych specjalnie na sobotni lans. Atmosfera ciężka. To czuć, to widać, zaraz się zacznie dziać. Nagle jeden z chłopaków wali drugiego otwartą dłonią. - , ę - wrzeszczy. Przyskakuje do nich farbowana blondyneczka i zaczyna obu okładać pięściami. Chłopaki powoli podwijają rękawy.

Dum, dum, dum, przewala się przez parking pełen maluchów i rozklekotanych zachodnich aut. Przez otwarte drzwi jednego z samochodów widać, jak chłopak ze spodniami ściągniętymi do kostek miarowo porusza biodrami. Za chwilę drugi, który cały czas stał obok, klepie go po ramieniu. Teraz jego kolej, przecież się umawiali. Ta mała sama przecież tego chciała. Zresztą i tak nie będzie pamiętać.

Dum, dum, dum.... rytm dyskotekowej muzyki zaczyna słabnąć o czwartej nad ranem. Autobusy pod Vivą już grzeją silniki. Zmęczony DJ prawie zasypia. Jakiś chłopak drzemie na stoliku. Trzaskają drzwiczki samochodów. Dzieciaki suną krętą drogą do domów. Następny bilet do raju już za siedem dni."

Offline

 

#53 2008-06-17 12:56:52 Re: [info] Artykuły i Wywiady

YonasH
terefere
Administrator Forum
Skąd: Pzń
Zarejestrowany: 2005-11-13
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

Offline

 

#54 2008-06-17 13:13:05 Re: [info] Artykuły i Wywiady

kaciun
Zbanowany
Skąd: Sopot/Zalewo
Zarejestrowany: 2006-08-05

Re: [info] Artykuły i Wywiady

Trancemann :

Podobno bylo to kiedys w Newsweek.

"Picie do upadłego wspomagane narkotykami. Potem seks w toalecie albo w amochodzie. Czasem gwałty, gdy dziewczyny nie wiedzą już nawet, co się z nimi dzieje. Tak zabawiają się dziś nastolatki ze wsi w dyskotekach rozrzuconych po całym kraju.

[...]

ej no kurwa przypominaja sie moje lata gimnazjalne tylko nie  bylo takiego sexu wtedy hihi  poza tym wszechobecnym ruchaniem (wsrod 14-stek to troche przesada) to calkiem spoko impreza tongue

Ostatnio edytowany przez kaciun (2008-06-17 13:14:28)

Offline

 

#55 2008-07-02 18:49:01 Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm
AUDIORIVERCZYK
Skąd: Nowa Huta/Górki Wielkie
Zarejestrowany: 2007-04-07

Re: [info] Artykuły i Wywiady

Ciekawy artykuł,znaleziony na znienawidzonym przez wielu portalu, polecam - choć jest kilka rzeczy do których można by się przyczepić:

Młoda polska scena cz.2

Tym razem mniej o producentach, więcej o klubach i ogólnej sytuacji. Jakiego rodzaju muzyka klubowa króluje w Polsce, a jaka na świecie? Przyzwyczailiśmy się już do tego, że zawsze jesteśmy do tyłu. Nie nadążamy, przejmujemy trendy, które na zachodzie są już przebrzmiałe, pasjonujemy się czymś, co w opinii reszty świata dawno przestało być świeże i pasjonujące. Zaryzykuję stwierdzenie, że w świecie muzyki klubowej, głównie dzięki internetowi, nie musimy już niczego nadganiać.

Jej odbiorcami są przecież ludzie młodzi, którzy nie mają - jak ich rodzice - odruchu włączania telewizora, tylko w każdej wolnej chwili są w sieci. A tutaj wystarczy trochę chęci, i każdy może być na bieżąco ze wszystkim, co się dzieje na świecie. Nie musimy nadganiać, bo dostęp do muzyki i wiedzy na jej temat mamy taki sam, jak inni. Jeśli czegoś nam jeszcze brakuje, to pewnej muzycznej kultury, ale pamiętajmy, że w Polsce muzyka taneczna kojarzy się jednoznacznie ze słowiańskim balowaniem przy wódeczce i „Hej Sokoły”.

Oczywiście wszystko przez komunizm. Gdy w połowie lat osiemdziesiątych cały świat mówił o narodzinach zupełnie nowej, stricte elektronicznej muzyki czyli techno, u nas królowały, z całym szacunkiem, Krzysztof Krawczyk, Krystyna Giżowska i Urszula Sipińska. Dodam od razu, że początki techno nie miały nic wspólnego z bezmyślnym łup-łup, jak widzą to wszyscy z zewnątrz – zwłaszcza ci, którym wygodnie myśleć w ten sposób, bo sami wierzą i zawsze wierzyć już będą, że słuchając Lady Pank czy Dżemu, wypadają ambitniej. Twórcy techno inspirowali się odhumanizowaną muzyką niemieckiego Kraftwerk, a z drugiej strony szalonym funkiem George’a Clintona i jego Funkadelic. Gary Numanem, Devo, a także eksperymentami Tangerine Dream czy Can. Szukali czegoś nowego i ekscytującego i znaleźli to w transowej, elektronicznej muzyce, jakiej z całą pewnością wcześniej nie było.

Techno powstało w Detroit i ,tak jak kilka lat wcześniej punk w Londynie, było zjawiskiem nie o charakterze hedonistycznym, a zaangażowanym społecznie. Było swoistym buntem czarnych mieszkańców Detroit wobec ogólnej beznadziei życia w przemysłowym mieście bez perspektyw - obejrzyjcie koniecznie film High-Tech-Soul. Tak jak Oasis w każdym wywiadzie opowiadają o paskudnych angielskich miastach, z których wszyscy chcą się wyrwać za wszelką cenę, tak panowie z Detroit chcieli ze swojego przygnębiającego miasta fabryki samochodów uciekać, gdzie pieprz rośnie.

Wspominam o tym, ponieważ także i dzisiaj istnieje wyraźny podział  - z jednej strony elektroniczna muzyka taneczna z przesłaniem i ambicjami, a z drugiej niezobowiązujące kawałki przeznaczone do zabawy, dla tych, którzy na co dzień taką muzyką się nie interesują. Omawiając polską scenę klubową koniecznie trzeba to zaznaczyć, bo tak naprawdę mamy dwie sceny, a nawet trzy.


Po pierwsze spore kluby z rezydentami grającymi znane i lubiane, taneczne przeboje z radia, po drugie mniejsze kluby z ambitną muzyką dla wymagających i będących na bieżąco ze światowymi trendami, i wreszcie po trzecie wielkie festiwale, na których bawi się jednorazowo od pięciu do dwudziestu tysięcy ludzi.

O pierwszych nie ma co się rozwodzić, to spadkobiercy tradycji pląsania przy „sialalalala, bum bum bęc”, ewentualnie grające mocne i przebojowe jednocześnie hity electro-house, które od dwóch lat niepodzielnie królują we wszystkich komercyjnych polskich, ale też zagranicznych klubach. Nie odbiegamy tu od reszty – boom na porywające electro a’la DJ Tocadisco trwa w najlepsze również w Holandii, Australii czy Japonii.

Undergroundowe kluby z muzyką taneczną to serce tego świata - to stąd wywodzą się wszystkie nowe nurty, trendy i brzmienia, które wcześniej czy później, w odpowiednio skomercjalizowanej wersji trafiają do szerszej publiczności. Tu bawią się pasjonaci, którzy o granej muzyce wiedzą często więcej, niż DJ, który ją prezentuje. Tu stawia się na jakość, na klimat, na drugie dno. Słuchacze chcą być edukowani, wymagają od DJ-a, by ich zaskakiwał, zbijał z tropu albo urzekał. Dla przypadkowego przechodnia, który zawita do takiego miejsca, wszystko jest zbyt trudne, niezrozumiałe, bo niezależna, elektroniczna muzyka taneczna to często eksperymenty, które dla słuchaczy komercyjnego radia będą nie do zniesienia. I to nie przez jednostajny bit, raczej przez ryzykowne rozwiązania brzmieniowe, atakujące wrażliwe uszy niczym post-rock.

Czy w tej kwestii odstajemy od reszty świata? Muzycznie na pewno nie: tak jak u nich, tak u nas gra się tu szeroko pojęte techno, tech-house, deep-house, czy drum’n’bass. Jeśli odstajemy, to tylko pod względem infrastruktury, kanałów promocji i kapitału. No i mamy troszkę pecha, bo tysiące byłych i potencjalnych klubowiczów wyniosło się z Polski za chlebem, co spowodowało kryzys w branży małych, przytulnych klubów z ciekawą muzyką. W samym Amsterdamie jest więcej ciekawych klubów, niż w całym naszym kraju.

Wielkie festiwale to z kolei wynalazek ostatnich kilku lat. Zapoczątkowany wielkimi sukcesami Sunrise w Kołobrzegu i Mayday w Katowicach, w tej chwili rozrósł się do niebotycznych rozmiarów. Jeszcze kilka lat temu zazdrościliśmy Holendrom i Anglikom (Sensation, Global Gathering), teraz oni zazdroszczą nam – nie dość, że takich wydarzeń mamy w każdym roku na pęczki (średnio więcej niż jeden na miesiąc), to jeszcze przegoniliśmy ich w kwestiach organizacyjnych. Większość topowych DJ-ów podkreśla, że na zachodzie Europy liczą się w tej chwili tylko zyski organizatorów, a co za tym idzie oszczędza się na oprawie wizualnej. U nas promotorzy dbają o każdy szczegół, a każdy duży event w hali czy na świeżym powietrzu, jest jednym, wielkim, multimedialnym spektaklem z feerią świateł, laserów, potężnych telebimów, a nawet pirotechniki.

Jeśli chodzi o muzykę, to króluje tu trance, który przez swoje unoszące, melodyjne, czasem patetyczne i wręcz mszalne motywy, idealnie pasuje do takich okoliczności. Koneserzy marudzą, że trance to przestarzały gatunek, w którym nic się nie zmieniło od 1999 roku (nie licząc electro-trance czy tech-trance), ale to nie zmienia faktu, że w czołówce najpopularniejszych DJ-ów świata wg prestiżowego plebiscytu DJ Magazine, od wielu lat królują Tiesto, Paul van Dyk i obecnie Armin van Buuren, czyli przedstawiciele właśnie tego nurtu. Zagraniczne gwiazdy ściągają na eventy tysiące klubowiczów, same chętnie do nas przyjeżdżają, bo popularność tego typu wydarzeń powoduje, że w Polsce zarabiają dużo więcej niż w Anglii czy Holandii!

Panuje opinia, że Polacy słuchają tylko zagranicznej muzyki, że brakuje im kreatywności. Ta sytuacja się szybko zmienia. W dobie nowoczesnych oprogramowań komputerowych i internetu, każdy może spróbować swoich sił, bez potrzeby – jak to ma miejsce w świecie rocka – inwestowania w drogie gitary, wzmacniacze, mikrofony i kable. Wystarczy trochę talentu i dużo determinacji, której u nas z dnia na dzień jest coraz więcej.

Liczba polskich twórców muzyki elektronicznej rośnie w szybkim tempie, i co najważniejsze – nie tworzą do szuflady. Podpisują kontrakty z zagranicznymi wytwórniami, które wydają ich muzykę, czy to w formie fizycznego nośnika, czy plików mp3 w internecie. Zespół rockowy, żeby mówić o sukcesie, musi sprzedać dużo płyt i wyprzedać koncerty. Dla młodego twórcy muzyki trance, house czy techno, najważniejsze jest, by któryś z liczących się DJ-ów docenił jego pracę i zagrał w swoim secie jego produkcję. Coraz częściej to przytrafia się twórcom znad Wisły. Jeszcze kilka lat temu mogli tylko o tym marzyć.

Cały klubowy świat wie o Polsce i tym, co się tu w tej chwili dzieje. Takiego entuzjazmu zachodni artyści nie widzieli u siebie już od wielu lat. To przekłada się również na zainteresowanie polską muzyką i polskimi producentami. Mamy czym się pochwalić – środowisko muzyki techno doskonale zna Jacka Sienkiewicza, Marcina Czubalę, SLG czy 3 Channels, muzykę house z powodzeniem tworzą  Robert M, WaWa i Karol XVII & MB Valence, a trance Nitrous Oxide, Adam Nickey, P.A.F.F. czy Sonic Division (by wspomnieć tylko tych, którzy wydają u potentatów). To nasze eksportowe towary, jak to zwykle u nas bywa – bardziej znane zagranicą, niż w Polsce.

Dlaczego tak jest? Wrócę tu do „bezmyślnego łup-łup”, o którym było wcześniej. Największym problemem muzyki tanecznej, co wiąże się potem z problemami z promocją, pozyskiwaniem sponsorów i tak dalej, jest fakt, że nie jest traktowana poważnie. Na zachodzie elektronika funkcjonuje już z powodzeniem od prawie trzech dekad, w dobrych muzycznych magazynach pisze się o niej lepiej niż o kolejnych chłopakach z gitarami. Rock’n’roll is dead (oczywiście pomijam tu ambitne zespoły eksperymentujące), wypalił się już dawno temu, ale nie u nas. W Polsce wciąż panuje opinia, że Dżem jest spoko, a techno jest be. Trochę jak w Stanach, gdzie nie rozumie się  w ogóle instrumentalnej muzyki – musi być piosenka z tekstem i koniec.

Najgorsze jest to, o czym dobrze wiecie i sami o tym często mówicie – że do worka z napisem „techno” wrzuca się wszystko, gdzie słychać taneczny bit. Jak wytłumaczyć ewentualnemu sponsorowi (czy koledze ze szkoły albo pracy), że elektroniczna muzyka taneczna jest ciekawa, skoro on zna taneczne bity kojarzy z telewizją Viva czy Radiem Eska? Jak wytłumaczyć mu, że to też kultura, a nie balanga? To jak walenie głową w mur. Trudno się zresztą temu dziwić – we wspomnianych stacjach promuje się taneczne bity połączone z dosłownie discopolowymi melodiami, co tylko utwierdza wszystkich z zewnątrz w przekonaniu, że ta muzyka jest po prostu głupia.

Póki na szersze wody nie wypłyną reprezentanci „dobrej” muzyki tanecznej, ludzie dookoła będą krzywo albo z pobłażaniem patrzeć na całą klubową społeczność, jako na niewyedukowanych muzycznie młokosów, którzy lubią się nachlać czy naćpać do niewymagającego myślenia bitu. Ich nie interesują dobre linie basowe, ciekawe aranżacje czy klimat elektronicznych produkcji. Oni przecież nic nie słyszą poza bitem, który jest z założenia zły. Jak długo jeszcze poczekamy, aż zmieni się to podejście? Trudno powiedzieć, jednak bez unormowania naszej sceny (legalne płacenie didżejom, legalnie działające kluby, odpowiednio promujące swoje imprezy, rozsądne budowanie społeczności wokół muzycznych zjawisk), jeszcze długo będziemy mieli do czynienia z „wolną amerykanką”.

Polak to taki typ, który nie lubi inwestować, nie lubi czekać na efekty swojej pracy, musi je mieć od razu – to jeden z powodów, dla których trudno mówić o systematycznym poprawianiu się sytuacji. Tylko nieliczni właściciele klubów potrafią spojrzeć perspektywicznie – ci przeważnie wygrywają. Podobnie zresztą jest z młodymi producentami. Najczęściej nie chce im się czekać, aż ich oryginalną muzykę ktoś po kilku latach ciężkiej pracy wreszcie zauważy – najłatwiej stworzyć coś w popularnym już gatunku i liczyć na łatwy zysk.

I jeszcze jedna kwestia – nie od dziś wiadomo, że prawdziwy sukces gwarantuje znalezienie złotego środka między czymś chwytliwym, a ciekawym. U nas brakuje tego pomostu. Brakuje miejsc, gdzie klubowicze mogliby się muzycznie dokształcić – pobawić z uśmiechem na ustach przy nietypowej (ale bez przesady) muzyce. W dużych „klubach z rezydentami” grane jest do znudzenia kilka topowych hitów, z kolei w „dobrych klubach” grana jest muzyka dla kogoś z zewnątrz kompletnie niezrozumiała. To zamiast zachęcać do wkręcenia się w klimat, odstrasza.

Fan minimalu nigdy nie będzie dobrze bawił się na trancowym evencie, a fan trance czy house z minimalowego klubu wyjdzie po kilku minutach myśląc, że dj-owi zacięła się płyta…  (Oczywiście są wyjątki). Prawie wszyscy dj-e na świecie w wywiadach mówią o ukłonach w kierunku publiczności, o próbach ich zrozumienia, pewnego wypośrodkowania. U nas chyba jak dotąd tego brakuje, co powoduje, że potencjalni klubowicze zostają w domach. Bez nich jednak to się nie uda – bez nich scena nie będzie się rozwijać, nie będzie rosła w siłę. Nie czekajmy więc, aż Viva czy Eska zaczną grać ambitnie, bo to się nigdy nie stanie. Lepiej spróbować innymi kanałami dotrzeć do publiczności z „dobrą” muzyką klubową. Ogólna sytuacja zmieni się na lepsze, kiedy wreszcie uda się poprawić jej reputację. Wtedy na klubowe imprezy zaczną przychodzić miłośnicy innych gatunków muzycznych, którzy po dziś dzień myślą, że tu nic ciekawego nie ma. A to przecież nieprawda!

(Tekst: Marcin Żyski, redaktor naczelny DJ Magazine Polska)

Offline

 

#56 2008-07-02 19:02:52 Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm
AUDIORIVERCZYK
Skąd: Nowa Huta/Górki Wielkie
Zarejestrowany: 2007-04-07

Re: [info] Artykuły i Wywiady

a tu pierwsza część tego dzieła z fragmentem o człowieku będącym, najbardziej "elo"  na gsz krzywy

Mloda polska scena cz. 1

W Polsce sytuacja na rynku muzycznym jest delikatnie mówiąc skomplikowana. Z jednej strony mamy coraz silniejszą, jednak skrajnie komercyjną scenę, z drugiej pustki panujące w worku z napisem alternatywa. Pamiętajmy jednak, że działa tutaj ogromna współzależność – wprost proporcjonalnie do mainstreamu rośnie też i underground.

Stosunek ten jest w różnych krajach odmienny, na Wyspach z pewnością więcej jest brzmień undergroundowych, a do tego np. scena pop często jest ciekawa i niejednokrotnie flirtuje z innymi, mniej popularnymi gatunkami czy wykonawcami. W Niemczech z kolei mamy potężną, ale często niezwykle kiczowatą scenę komercyjną (eurotrance, jodłujący Tyrolczycy z Bawarii, piwo i wurst…), ale Berlin to z kolei niekwestionowana stolica niezależnych brzmień, z wieloma doskonałymi imprezami, coraz częściej odbywającymi się za dnia!

Nasza sytuacja krótko mówiąc jest dość dziwna. Jesteśmy bowiem przecież w Europie, w której odbywają się tysiące imprez i setki festiwali, na których prezentowani są wykonawcy reprezentujący pełne spektrum muzyczne, bez nacisku na kryteria typu sprzedaż płyt i popularność. Nad Wisłą tkwimy w jakimś wygodnym i bezpiecznym stanie uśpienia, tak jakby Polacy przycupnęli sobie z boku i na nowe muzyczne trendy, gatunki i zjawiska reagują wieloznacznym półuśmieszkiem. A przecież nowe gatunki, trendy i zjawiska wciąż się pojawiają, a my jedynie wpadamy w zakłopotanie, wynikające z braku wiedzy i podstawowej, muzycznej otwartości.


Przez Wyspy przewala się potężna masa dubstepowego brzmienia - charakterystyczny bas i bity są zjawiskiem na skalę kraju. W Niemczech ze swoimi syntetycznymi, subtelnymi i dynamicznymi dźwiękami rządzi minimal techno. We Francji gitara elektryczna i punkowe wokale szaleją wraz z potężnymi, tłustymi bitami electro-disco-punk.

A u nas? Gdyby przyjrzeć się  bookingom, line-upom i rozmaitym imprezom to zdecydowanie rządzi house. Przynajmniej w klubach - w tych mniejszych funky albo tech, a większych electro. Na eventach niepodzielnie króluje trance. Co do house'u, byłoby całkiem nieźle, gdyby były to jakieś ciekawe wariacje na temat, jednak poza niewielką ilością małych ambitniejszych miejscówek, przeważnie dominuje tu już zakurzony vocal house, latino house. To muzyka owszem, sympatyczna, ale nie wnosząca niczego nowego, sprawdzająca się dobrze na parkiecie, zwłaszcza, gdy bawią się ludzie niezainteresowani bliżej tematem, najczęściej będący w stanie wskazującym, ale wtedy prawie każda muzyka wchodzi... Pomijamy oczywiście tych, którzy są szczerymi miłośnikami takich miłych dla ucha, plażowych brzmień. Poza tym w klubach mamy też oczywiście zalew hitów z satelity, lata 70-te, 80-te, ale pozwólcie, że ten temat pominę milczeniem… Niemniej tu i ówdzie na mapie pojawiają się światełka, powoli zaczynają się pojawiać młodzi artyści, producenci, ale i nowe kluby czy festiwale.

Skupmy się na ludziach, którzy czasem może z lekką taką nieśmiałością, ale sukcesywnie i konstruktywnie prą do przodu. Temat wbrew pozorom nie jest znów taki wąski, o czym między innymi świadczy objętość tego tekstu, który dopiero otwiera cykl dotyczący młodych polskich i aktywnych producentów. W Polsce imprezy organizowane są jedynie wtedy, gdy jest możliwość zabookowania tzw. gwiazdy, której rozpoznawalność wśród zgromadzonych na imprezie klubowiczów i tak jest bliska zeru.

Liczy się tu tzw „wow factor”, czyli to czy dany dj jest czarny, czy ma tatuaże, czy jest z Włoch a najlepiej jak do tego oryginalnie i dziwnie się nazywa. Budżet imprezy w połowie przeznaczony jest na takiego „gwiazdora”, na czym cierpią pozostali, lokalni dj-e, cierpi też wystrój imprezy, cała strona wizualna. Na domiar złego set dj-a z zagranicy często niespecjalnie różni się od setów Polaków, a zdarza się, że nasi rodacy grają po prostu lepiej. Przekłada się to na raczej niskie (bądź zdecydowanie za wysokie) mniemanie polskich dj-ów o sobie i przyzwyczaja klubowiczów do tego, że nie ma dobrej biby bez specjalnego gościa z zagranicy. Sytuację ratuje garstka samozwańczych muzyków, którzy pomimo braku wsparcia z jakiejkolwiek strony działają i co więcej, rozkręcają się coraz bardziej. Odkładają wszystkie pieniądze na wyjątkowo drogi sprzęt, ćwicząc przez lata swoje umiejętności w produkcji. Zróżnicowanie gatunkowe jest w przypadku undergroundu w Polsce dość duże.

Na pierwszy ogień rzućmy młodą, acz niezwykle prężną wytwórnię Phatt Sounds. Label ten to właściwie noworodek, powstał w 2007 roku. Jak głosi info na stronie internetowej wydawnictwa grupa producentów tworzy tu muzykę spod znaku techno, house i IDM bez oglądania się za siebie i, co ważne, bez kompleksów. Nie liczą na zyski czy popularność, poświęcają się muzyce całkowicie charytatywnie. W tej chwili, po ponad roku działalności zespół Phatt rozrósł się do pokaźnych rozmiarów niemal 50 producentów i remikserów. Wszystkie ich twory możecie pobrać ze strony labela' 'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw. Jest tego mnóstwo, a co najważniejsze produkcje z Phatt Sounds są bardzo dobrej jakości. Być może kojarzycie niektórych spośród ekipy z labela, jeśli nie to zapraszam do czytania i słuchania.


Sonorone to Damian Murawiecki, którego pierwsza EPka pojawiła się w kwietniu tego roku, a wspierana była przez takie postaci jak Hernan Cattaneo czy Anthony Paape. W tej chwili producent ma na koncie kilka wydawnictw dla rozmaitych labeli i zdaje się, że dopiero się rozkręca. Wśród inspiracji wymienia europejską elitę świeżych brzmień: Guia Boratto, Minilogue, Trentemoller, James Holden czy Stephan Bodzin.

Trzeba też wspomnieć o 23-letnim producencie z Jeleniej Góry – Tomaszu Gudowskim. Zaczynał na starej, dobrej Amidze. Dzisiaj tworzy mroczną odmianę electro i drum’n’bass, przesyconą surowym, industrialnym brzmieniem. W kwietniu tego roku ukazał się pierwszy album Gudowskiego zatytułowany „Progression”. Możecie ściągnąć go darmowo z Internetu. Znajdziecie tu bardzo dynamiczne, acz deepowe i dość mroczne klimaty - świetna produkcja i aranż, do tego mnóstwo ciekawych dźwięków – to zdecydowane atuty tego wydawnictwa.


Jeśli chodzi o inne albumy z tej prężnej, polskiej wytwórni to zdecydowanie warto zapoznać się z obszernym materiałem na kompilacji „Phatt Sounds VA01”. Materiał możecie oczywiście pobrać ze stronki labela, a zawiera on 22 bardzo zróżnicowane kompozycje, głownie w klimatach minimalistycznych z konkretnym basem i przestrzennymi, ambientowymi dźwiękami.

Kolejną interesującą postacią związaną z Phatt jest dj i producent Siasia. Muzyką zajmuje się od 12 roku życia, a cztery lata później został rezydentem w klubie Kanty w Jaworznie. Zagrał tam u boku takich postaci jak Umek, Chris Liebing, Mauro Picotto i wielu innych. Występował również na festiwalach jak Love Parade, Mayday czy Creamfields. Szeroko też zajmuje się działalnością radiową: m. in. audycja „Laboratorium Dźwięku” w radiu Planeta. Po fascynacji stylistyką hard-techno i schranz zmienił krąg zainteresowań i aktualnie preferuje brzmienia minimal, electro i tech house. Siasia niedawmo również postanowił ruszyć z własną wytwórnią Dirty Stuff - recenzje EPek w niej wydanych możecie znaleźć w ostatnich numerach polskiego DJ Magazine.

Polecam gorąco produkcje spod znaku Phatt Sounds zwłaszcza, że wszystkie wydawnictwa tego labela możecie zdobyć za darmo w Internecie. Ponadto jest to jedna z ciekawszych propozycji muzycznych, niezwykle świeżych, nawiązujących bezpośrednio do aktualnych trendów europejskich i czerpiących z najlepszych światowych wzorców.


I jeszcze jedno - niedawno ukazało się wydawnictwo „Audio Title 01” duetu Texas Rangers, który tworzą właśnie Gudowski i inny polski producent - P.A.F.F. Ciepło przyjęte wydawnictwo nasycone jest po brzegi klimatami housowymi, electro i trance. Tytułowy numer bardzo przypomina brzmienia dobrze Wam znanego typa czyli Deadmau5. To już druga polska odpowiedź na Zdechłą Mysz, wcześniej po podobne brzmienia sięgnął Conrad S. O Conradzie, a także o wspomnianym P.A.F.F.-ie i innych ciekawych polskich producentach już w kolejnym odcinku z cyklu o młodych, polskich i zdolnych.

Czekamy na Wasze opinie!

Offline

 

#57 2008-07-02 19:38:55 Re: [info] Artykuły i Wywiady

cykoelektryko
IMMORTAL™
Skąd: Radom
Zarejestrowany: 2005-11-13
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm :

Wielkie festiwale to z kolei wynalazek ostatnich kilku lat. Zapoczątkowany wielkimi sukcesami Sunrise w Kołobrzegu i Mayday w Katowicach, w tej chwili rozrósł się do niebotycznych rozmiarów. Jeszcze kilka lat temu zazdrościliśmy Holendrom i Anglikom (Sensation, Global Gathering), teraz oni zazdroszczą nam nie dość, że takich wydarzeń mamy w każdym roku na pęczki (średnio więcej niż jeden na miesiąc), to jeszcze przegoniliśmy ich w kwestiach organizacyjnych.

bo sie poleje lol lol lol ja pierdole lol lol lol

Offline

 

#58 2008-07-03 11:18:20 Re: [info] Artykuły i Wywiady

BOCian7
Techno :)
Skąd: Gubin-Zielona Góra
Zarejestrowany: 2005-11-13
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

cykoelektryko :

otm :

Wielkie festiwale to z kolei wynalazek ostatnich kilku lat. Zapoczątkowany wielkimi sukcesami Sunrise w Kołobrzegu i Mayday w Katowicach, w tej chwili rozrósł się do niebotycznych rozmiarów. Jeszcze kilka lat temu zazdrościliśmy Holendrom i Anglikom (Sensation, Global Gathering), teraz oni zazdroszczą nam nie dość, że takich wydarzeń mamy w każdym roku na pęczki (średnio więcej niż jeden na miesiąc), to jeszcze przegoniliśmy ich w kwestiach organizacyjnych.

bo sie poleje lol lol lol ja pierdole lol lol lol

lol lol

Offline

 

#59 2008-07-03 17:21:33 Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm
AUDIORIVERCZYK
Skąd: Nowa Huta/Górki Wielkie
Zarejestrowany: 2007-04-07

Re: [info] Artykuły i Wywiady

ALIen7 :

cykoelektryko :

otm :

Wielkie festiwale to z kolei wynalazek ostatnich kilku lat. Zapoczątkowany wielkimi sukcesami Sunrise w Kołobrzegu i Mayday w Katowicach, w tej chwili rozrósł się do niebotycznych rozmiarów. Jeszcze kilka lat temu zazdrościliśmy Holendrom i Anglikom (Sensation, Global Gathering), teraz oni zazdroszczą nam nie dość, że takich wydarzeń mamy w każdym roku na pęczki (średnio więcej niż jeden na miesiąc), to jeszcze przegoniliśmy ich w kwestiach organizacyjnych.

bo sie poleje lol lol lol ja pierdole lol lol lol

lol lol

lol ciekawe czemu tak napisał...choć jeśli chodzi o efekty świetlne na eventach to spotkałem się z historią że szkoci przecierali oczy ze zdumienia jak zobaczyli filmik z md pl 2007 gdy kolega na emigracji im pokazywał...no ale to była szkocka wieś a autor wybitnie przypierdolił z grubej rury krzywy

dziś serwują Sienkiewicza (jeszcze nie doczytałem, opinia potem):

Jacek Sienkiewicz - wywiad dla FTB.pl

Nie wszyscy znają dobrze twórczość Jacka Sienkiewicza, ale zapewne wszyscy o nim słyszeli. Na polskiej scenie techno działa już od ponad 10 lat, zagrał na wszystkich ważnych festiwalach i we wszystkich ważnych klubach w Polsce i za granicą. W czerwcu pojawił się w Poznaniu na Global Gathering, a już w najbliższą sobotę zagra na Nature One Polska.

Jacek Sienkiewicz jako jedyny z Polaków załapał się do wytwórni Cocoon Svena Vatha – od wielu lat jednej z najważniejszych wytwórnii wydających muzykę elektroniczną. Już w 2002 roku wydał dla Coccona pełnometrażowy album „Techne”, dwa lata później ukazał się kolejny krążek „Displaced”. Jeszcze przed końcem tego roku na rynku pojawi się trzeci album Jacka. W międzyczasie światło dzienne ujrzą wydawnictwa jego własnego labela Recognition, który działa już od 2000 roku. Właśnie od tego tematu rozpoczęliśmy rozmowę z Jackiem Sienkiewiczem.



Twoja wytwórnia nazywa się Recognition – z ang. rozpoznanie. Dlaczego tak?
- Dobre pytanie. To wszystko powstało bardzo dawno temu, a dokładnie 10 lat temu. Na początku było „Pattern Recognition” ale po kilku miesiącach zostało samo „Recogition”. Ogólnie chodzi o rozpoznanie muzyki, samego siebie, stylu życia, drogi, którą chcemy obrać. Najczęściej zostawiam dowolnośc w interpretacji słowa „rozpoznanie”, każdy może znaleźć w tym swoja przygodę.

Jak sam mówisz Recognition nie ma być typową klubową wytwórnią, jakiego pokroju muzyka ma szanse na wydanie w Recognition?
- Nie jest to typowa klubowa muzyka, ale jednak przeznaczona dla fanów klubowych brzmień. Mogę wręcz powiedzieć, że jest to muzyka uniwersalna - każdy może w niej znaleźć coś dla siebie.

Z kim chciałbyś nawiązać współpracę w przyszłości lub kto w 2008 roku zrobił na tobie duże wrażenie?
- Jeśli chcę z kimś nawiązać współpracę, to ją nawiązuję. Pracuje nad nowym albumem, który ukaże się w wytwórni Cocoon Svena Vatha około października. Jest paru artystów, których bardzo szanuję i powoli nawiązuję z nimi współpracę. Nie chciałbym podpierać się w mojej twórczości znanymi nazwiskami, wolę dać szansę nowym obiecującym producentom lub moim utalentowanym znajomym.

Czy doczekamy się kiedyś projektu Jacek Sienkiewicz & ktoś tam?
- Głównie robię muzykę sam, ale czasami proszę o pomoc moich wieloletnich znajomych.

Dużo się teraz dzieje na scenie techno/minimal, kiedy zaczynałeś, ten gatunek nie był aż tak popularny, co lub kto cię tak urzekł?
- Słowo minimal kojarzy się teraz głównie z M_nusem i Richiem Hawtinem, w którym jak dla mnie promocja przerosła treść. Chociaż dzięki niemu więcej osób teraz słucha minimalu. Ale mam duży szacunek do labelu z tej samej stajni czyli Plus8, który nigdy mnie nie rozczarował. Na początku grałem dużo Plastikmana, a dokładnie jego dwa pierwsze albumy, grałem też Orbitala – to oczywiście nie są stricte minimalowe rzeczy, ale na pewno nawiązywały do pierwszych minimalowych dźwięków.

Techno przez ostatnie kilka lat bardzo się zmieniło, na gorsze czy na lepsze?
- Na pewno się zmienia na lepsze, dzięki temu, że stało się popularniejsze, bardziej się rozwija. Jedynym problemem jest komercjalizacja, wielu artystów patrzy pod kątem tego co się sprzeda, a nie pod kątem robienia swojej oryginalnej muzyki. Na pewno ci prawdziwi przetrwają.






















Derrick May powiedział w wywiadzie dla DJ Magazine Polska,  że ludzie źle postrzegają techno, mylą je z hard-techno, tymczasem w rzeczywistości techno to muzyka romantyczna
- Na większych imprezach jest większe ciśnienie na mocniejsze klimaty. Przyporządkowuje muzykę, która gram, do miejsca, w którym jestem, na pewno Derrick May też tak robi. W mojej muzyce jest dużo melancholii i romantyzmu, ale zawsze staram się skomponować to ze zdrowym bitem.

Czy uważasz, że łatwość sprzedaży muzyki zaniża jej poziom?
- Wydaje mi się, że nie, jak dla mnie chodzi tu o słuchacza, który przez nadmiar muzyki elektronicznej, która zalewa rynek, ma trudności z jej odnalezieniem. Zawsze uważałem ,że nie należy słuchać tego, co mamy podane na tacy, trzeba doszukiwać się rzeczy wartych uwagi.

Moim zdaniem klubowa scena w Polsce ostatnio strasznie ruszyła do przodu, polscy transowcy wydają dla najlepszych labeli na świecie, scena techno ma też coraz więcej do powiedzenia, house też miał, a może nadal ma swoje 5 minut. Co o tym sądzisz?
- Jesteśmy w Europie, nasza scena muzyczna nabiera znaczenia, przyszły takie czasy, że rozwijamy się tak jak inne kraje, a może nawet szybciej. Nie śledzę wszystkich polskich producentów, którzy wydaja dla światowych wytwórni, ale ten fakt wcale mnie nie dziwi, a w zasadzie to bardzo mnie cieszy, że tak właśnie jest.

Czy rozgraniczasz muzykę, którą tworzysz dla swojego labela i tą, którą wysyłasz do Cocoona?
- Myślę o tym, ale jakoś specjalnie się tym nie przejmuję. Raczej podejmuję takiej decyzje spontanicznie. Mam dużo produkcji, z którymi nie wiem co zrobić, ale może kiedyś znajdę czas i coś wymyślę.


Czym się zajmujesz w wolnych chwilach, wyłączając wszystko co jest związane z muzyką? Masz inne pasje?
- W tej chwili muzyka jest moją największą pasją i nie mam czasu na nic innego. Mam nowe studio, dużo pracy z Recognition i w zasadzie nie myślę o innych sprawach. Pewnie po wakacjach znajdę trochę czasu na inne rzeczy.

Twoja ulubiona impreza, w którym miejscu na Ziemi naprawdę tracisz głowę?
- Z ostatnich lat najbardziej zachowały mi się w pamięci szalone after party w Ameryce południowej. Lubię małe imprezy takie jak tam i na pewno pod koniec roku tam wrócę.

Dużo podróżujesz, poznajesz wielu nowych ludzi, nowe miejsca - co cię w tym wszystkim denerwuje? Możesz sobie teraz ponarzekać…
- Z natury jestem człowiekiem, który szuka w życiu samych pozytywnych rzeczy dlatego staram się nie zajmować przykrymi sprawami. Nie myślę o tym.

(Rozmawiał Mikołaj Mikita, DJ Magazine Polska, FTB.pl)

Offline

 

#60 2008-07-14 14:07:31 Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm
AUDIORIVERCZYK
Skąd: Nowa Huta/Górki Wielkie
Zarejestrowany: 2007-04-07

Re: [info] Artykuły i Wywiady

Poparzenia laserem na festiwalu techno w Rosji

Ponad 30 młodych ludzi doznało uszkodzeń wzroku i grozi im kalectwo po tym, jak uczestniczyli w rosyjskim festiwalu muzyki techno, którego atrakcją miały być pokazy laserowe - informuje rosyjski dziennik "Kommiersant".

Festiwal "Akwamarin", z udziałem ok. tysiąca fanów techno, odbył się w nocy z 5 na 6 lipca niedaleko miasta Kirżacz w obwodzie włodzimierskim, ok. 200 km na wschód od Moskwy. Do moskiewskich szpitali trafiło od 7 lipca ponad 30 młodych ludzi, w wieku od 16 do 30 lat, którym postawiono jednakową diagnozę, oparzenie siatkówki - pisze dziennik.


Według jednego z lekarzy uszkodzenia wzroku w niektórych przypadkach sięgają 80% i raczej nie uda się już go przywrócić.


Jeden z uczestników festiwalu powiedział "Kommiersantowi", że zwykle na takich imprezach wiązka laserowa jest kierowana w niebo, ale tym razem z powodu deszczu organizatorzy rozpięli nad tańczącymi prowizoryczne zadaszenie. Inny z fanów techno, także pacjent stołecznego szpitala, wspominał, że pojawiły się u niego takie dolegliwości, jak gdyby długo patrzył na słońce.

Według źródła, związanego z organizatorami festiwalu, firma odpowiedzialna za pokaz laserów ma wszelkie certyfikaty bezpieczeństwa.

'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw

Offline

 

#61 2008-07-14 14:53:36 Re: [info] Artykuły i Wywiady

*paTiTa*
GSz VIP
Zarejestrowany: 2006-09-13

Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm :

Poparzenia laserem na festiwalu techno w Rosji

Ponad 30 młodych ludzi doznało uszkodzeń wzroku i grozi im kalectwo po tym, jak uczestniczyli w rosyjskim festiwalu muzyki techno, którego atrakcją miały być pokazy laserowe - informuje rosyjski dziennik "Kommiersant".

Festiwal "Akwamarin", z udziałem ok. tysiąca fanów techno, odbył się w nocy z 5 na 6 lipca niedaleko miasta Kirżacz w obwodzie włodzimierskim, ok. 200 km na wschód od Moskwy. Do moskiewskich szpitali trafiło od 7 lipca ponad 30 młodych ludzi, w wieku od 16 do 30 lat, którym postawiono jednakową diagnozę, oparzenie siatkówki - pisze dziennik.


Według jednego z lekarzy uszkodzenia wzroku w niektórych przypadkach sięgają 80% i raczej nie uda się już go przywrócić.


Jeden z uczestników festiwalu powiedział "Kommiersantowi", że zwykle na takich imprezach wiązka laserowa jest kierowana w niebo, ale tym razem z powodu deszczu organizatorzy rozpięli nad tańczącymi prowizoryczne zadaszenie. Inny z fanów techno, także pacjent stołecznego szpitala, wspominał, że pojawiły się u niego takie dolegliwości, jak gdyby długo patrzył na słońce.

Według źródła, związanego z organizatorami festiwalu, firma odpowiedzialna za pokaz laserów ma wszelkie certyfikaty bezpieczeństwa.

'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw

o ja konkret straszny neutral

Offline

 

#62 2008-07-21 08:00:24 Re: [info] Artykuły i Wywiady

winetu
Winet Władca Minet
Skąd: Gorzów Wlkp.
Zarejestrowany: 2005-11-13
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

Na weekend w gazecie lubuskiej jak byłem na paradzie to pojawiło się coś takiego









Kalwi&Remi: Chcielibyśmy zagrać na Ibizie
Rozmowa z duetem Kalwi&Remi, DJ-ami i producentami muzycznymi.


Krzysztof Kalwat I Remigiusz Pospiech. Mieszkają w Poznaniu. Poznali się w 2003 r. w radiu RMI FM, w którym prowadzili audycje. Połączyli wspólną pasję do muzyki, tworząc duet Kalwi&Remi. Koncertowali w USA, Irlandii, Anglii, Niemczech, Estonii, Grecji i na Ukrainie. Chętnie wróciliby do Bombaju (Zjednoczone Emiraty Arabskie), gdzie zostali miło przyjęci przez tamtejszą publiczność. Ich idolami są Sander Van Doorn, Marco V, John Dahlback i Chris Liebing. (fot. Archiwum zespołu)


- W 2006 r. podpisaliście kontrakt z wytwórnią MY MUSIC. To była przepustka do sławy…
- Kontrakt otworzył nam drogę do mediów ogólnopolskich. Nawet najlepsze produkcje bez promocji nie mają szans przebicia. Ten kontrakt był dla nas przełomem. Pozwolił dotrzeć nam do potencjalnych odbiorców. Sukces odniósł utwór "Explosion”, którego przez pewien czas nie graliśmy, uznając go za niezbyt udany. Ludzie jednak ocenili go inaczej.

- Na gali Eska Music Awards 2007 dostaliście nagrodę za "Explosion” w kategorii Impreskowy Hit Roku…
- Czuliśmy, że dostaniemy tę nagrodę. Teraz ten utwór śmiało można uznać za przebój wszech czasów polskiej sceny klubowej.
reklama


.

- Wasze wideoklipy są odważne i kontrowersyjne. Nie wszystkim się podobają…
- Klipy to akurat nasza pięta achillesowa. Ich poziom jest taki, na ile pozwala budżet. Staramy się nadrabiać te braki, angażując do nich atrakcyjne kobiety. Zazwyczaj wszystko odbywa się spontanicznie. Krytyka jest dla nas ważna, bo to znaczy, że zostaliśmy zauważeni. Jesteśmy świadomi, że nie wszystkim podoba się nasza wizja. Gorsza od krytyki byłaby jednak ignorancja.

- Macie sporo płyt w swoim dorobku. Długo pracujecie nad nowym krążkiem?
- Praca nad płytą trwa dość długo, nawet gdy oprócz własnych produkcji miksujemy utwory innych producentów. Selekcja utworów, połączenie ich w spójną całość i realizacja kawałków naszego autorstwa wymaga sporo czasu, zaangażowania i wsparcia zaprzyjaźnionych muzyków. Oni na nasze zlecenie grają np. na gitarze i innych instrumentach, które brzmią lepiej niż elektronika.

- Mieliście jakieś zaskakujące sytuacje w trakcie występów?
- Najczęściej są to problemy techniczne niezależne od nas, takie jak brak zasilania czy skacząca płyta w wysłużonym odtwarzaczu. Największą wpadką był występ w "Hitach na czasie” w TVP 2. Byliśmy zmuszeni przez realizatora grać z playbacku. Na zbliżeniu została pokazana obracająca się płyta winylowa, z której spadła igła. Nie wszyscy to zauważyli, ale dla nas była to wtedy bardzo żenująca sytuacja, z której teraz się śmiejemy.

- Paul van Dyk, Tiesto, Westbam... To DJ-e, z którymi graliście. Spotkanie z nimi wniosło coś nowego do waszej muzyki?
- Wspólne występy były dla nas ciekawym doświadczeniem. Teraz możemy grać na tej samej scenie z tymi, którzy jeszcze kilka lat temu byli dla nas tak nieosiągalni, jak wyprawa na Marsa. Warto czasami podpatrzeć ich wypracowane przez lata sztuczki techniczne. Miło jest usłyszeć od nich pozytywne opinie na temat naszego występu.

- Brytyjczyk Judge Jules nagrał z wami singiel "ADHD" w stylu tech-trance. Czym się on charakteryzuje?
- Tech-trance to styl muzyki klubowej, który jest jedną z jej najmniej komercyjnych odmian.
Charakteryzuje się mocnym brzmieniem, szybkim tempem dochodzącym do 140 uderzeń na minutę i minimalną linią melodyczną. To jest styl dla koneserów muzyki elektronicznej, znudzonych piosenkami z refrenem, zwrotką i melodią. Gramy w tym klimacie na wielkich imprezach, takich jak Sunrise Festiwal, gdzie odbiorcami są ludzie oczekujący mocnych wrażeń.

- Wolicie koncerty przed tłumami czy przed mniejszą widownią?
- Każdy występ jest inny i ma swój urok. Różne klimaty, ludzie i miejsca sprawiają, że nie popadamy w rutynę. Wszędzie gramy trochę inaczej i na bieżąco dostosowujemy się do publiczności bez względu na to, czy jest to klub dla 1000 osób, czy stadion dla 20 000 ludzi. To wymaga od nas elastyczności, ponieważ dźwięki, które doskonale są odbierane w klubie mogą wygonić ludzi do domu, którzy przyszli na festyn.

- Cieszycie się z tego, w jaki sposób przyjęli was skwierzyńscy fani?
- Impreza była… ognista. Przyjęcie ze strony fanów w Skwierzynie było doskonałe. Czuliśmy, że czekają na mocne uderzenie. Kiedyś moglibyśmy wystąpić wcześniej. Zabawa przy naszej muzyce wymaga dużo energii, a o 1.30 w nocy niektórzy mają rozładowane bateryjki.

- Co robicie prywatnie?
- Żyjemy normalnie jak większość ludzi. Mamy inne temperamenty i potrzeby, więc nasze wspólne kontakty skupiają się głównie na działalności zawodowej, co od sześciu lat przynosi dobre rezultaty. Podchodzimy z dystansem do swojej kariery, bo nic nie trwa wiecznie. Sami jesteśmy klubowiczami i chodzimy na imprezy, na których występują nasi idole z Holandii.

- Plany na przyszłość, marzenia…
- Nasze życie i kariera są nieprzewidywalne. Rzadko udaje się nam zrealizować wszystkie plany. Najbliższe pół roku to kolejne występy w kraju i za granicą. Czeka nas realizacja teledysku "Nie będę Julią” z grupą Wanda i Banda. Marzeń mamy dużo. Podobnie jak ludzie z wyobraźnią. Jako DJ-e i producenci jesteśmy dumni z tego, że nasza muzyka dotarła do najlepszych klubów na świecie, w tym na słynną Ibizę. Kropką nad i byłby występ w tym najbardziej klubowym miejscu naszej planety.


- Dziękuję.

Anna Maria Nowicka
0 695 631 623
gorzow@gazetalubuska.pl




'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw

Ostatnio edytowany przez winetu (2008-07-21 08:01:07)

Offline

 

#63 2008-07-21 08:18:52 Re: [info] Artykuły i Wywiady

Misiu
Blizniak
Skąd: Ruda Śl.
Zarejestrowany: 2006-01-07

Re: [info] Artykuły i Wywiady

kurwa no nie dam rady przeczytac tego skurwysyństwa całego ... dla mnie to dwie najwieksze pizdy ,jeszcze kiedys im dopierdole :F

Offline

 

#64 2008-07-21 16:35:44 Re: [info] Artykuły i Wywiady

dabdys
GSz Friend
Zarejestrowany: 2006-10-23

Re: [info] Artykuły i Wywiady

winetu :

Ich idolami są Sander Van Doorn, Marco V, John Dahlback i Chris Liebing.

lol lol lol lol

Offline

 

#65 2008-07-21 16:45:20 Re: [info] Artykuły i Wywiady

kaciun
Zbanowany
Skąd: Sopot/Zalewo
Zarejestrowany: 2006-08-05

Re: [info] Artykuły i Wywiady

liebing1945 :

winetu :

Ich idolami są Sander Van Doorn, Marco V, John Dahlback i Chris Liebing.

lol lol lol lol

taa faktycznie da sie wyczuc w ich piesniach tę inspiracje :F

Offline

 

#66 2008-07-21 16:53:32 Re: [info] Artykuły i Wywiady

astaBahn
LEŚNY KUTAS
Skąd: z lasu.
Zarejestrowany: 2005-11-15
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

winetu :

Kalwi&Remi: Chcielibyśmy zagrać na Ibizie

a my chcielibyśmy, żeby już nie grali smile

Offline

 

#67 2008-07-21 16:54:03 Re: [info] Artykuły i Wywiady

n e s t
GUTE RZOPA
Skąd: z Jungli ♫
Zarejestrowany: 2006-11-11
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

kaciun :

liebing1945 :

winetu :

Ich idolami są Sander Van Doorn, Marco V, John Dahlback i Chris Liebing.

lol lol lol lol

taa faktycznie da sie wyczuc w ich piesniach tę inspiracje :F

ja tam ją od razu zauważyłem, na jakimś przypadkowo niechcąco zobaczonym teledysku któraś z tych kurew miała na sobie koszulkę z logo mayday lol

Offline

 

#68 2008-07-21 17:15:42 Re: [info] Artykuły i Wywiady

kaciun
Zbanowany
Skąd: Sopot/Zalewo
Zarejestrowany: 2006-08-05

Re: [info] Artykuły i Wywiady

nest :

kaciun :

liebing1945 :


lol lol lol lol

taa faktycznie da sie wyczuc w ich piesniach tę inspiracje :F

ja tam ją od razu zauważyłem, na jakimś przypadkowo niechcąco zobaczonym teledysku któraś z tych kurew miała na sobie koszulkę z logo mayday lol

nom ta kurew to byl nażelowany kalwi (albo remi, jeden huj) w zajebistym bmw cabrio - styl zywcem zerzniety z krzyska

Offline

 

#69 2008-07-21 17:42:06 Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm
AUDIORIVERCZYK
Skąd: Nowa Huta/Górki Wielkie
Zarejestrowany: 2007-04-07

Re: [info] Artykuły i Wywiady

Kaciun twoja sygnatura doskonale ich określa, inspiracji z liebinga dużo wzieli hihi

"Nie mogę znieść tego tandetnego ,tranc'owego gówna - wszystko jest do bólu do przewidzenia, wszystkie breaki, perkusje i te głupie słowa o ekstazie i miłości. To wszystko jest robione, żeby ogłupić dużą liczbę naiwnych ludzi, którzy się za dobrze nie znają, i oczywiście dla pieniędzy..."
        Chris Liebing

Ostatnio edytowany przez otm (2008-07-21 17:42:25)

Offline

 

#70 2008-07-21 17:45:30 Re: [info] Artykuły i Wywiady

Żaba
GSz VIP
Zarejestrowany: 2006-01-18

Re: [info] Artykuły i Wywiady

w tym wywiadzie byl tez niezly tekst o "stupid house" davida guetty

Offline

 

#71 2008-07-21 17:47:51 Re: [info] Artykuły i Wywiady

lol
HUMPING MATADOR
Skąd: Police/Szczecin
Zarejestrowany: 2006-09-04

Re: [info] Artykuły i Wywiady

astaBahn :

winetu :

Kalwi&Remi: Chcielibyśmy zagrać na Ibizie

a my chcielibyśmy, żeby już nie grali smile

na Nature One o/

Ostatnio edytowany przez lol (2008-07-21 17:48:07)

Offline

 

#72 2008-07-21 17:50:42 Re: [info] Artykuły i Wywiady

n e s t
GUTE RZOPA
Skąd: z Jungli ♫
Zarejestrowany: 2006-11-11
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm :

Kaciun twoja sygnatura doskonale ich określa, inspiracji z liebinga dużo wzieli hihi

"Nie mogę znieść tego tandetnego ,tranc'owego gówna - wszystko jest do bólu do przewidzenia, wszystkie breaki, perkusje i te głupie słowa o ekstazie i miłości. To wszystko jest robione, żeby ogłupić dużą liczbę naiwnych ludzi, którzy się za dobrze nie znają, i oczywiście dla pieniędzy..."
        Chris Liebing

'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw big_smilebig_smilebig_smilebig_smile

dajcie sobie to na opis GG :F

Offline

 

#73 2008-07-21 17:53:28 Re: [info] Artykuły i Wywiady

kaciun
Zbanowany
Skąd: Sopot/Zalewo
Zarejestrowany: 2006-08-05

Re: [info] Artykuły i Wywiady

tak, moja sygna rządzi cool tręs to gówno <ave>

Ostatnio edytowany przez kaciun (2008-07-21 17:55:06)

Offline

 

#74 2008-07-21 17:55:45 Re: [info] Artykuły i Wywiady

lol
HUMPING MATADOR
Skąd: Police/Szczecin
Zarejestrowany: 2006-09-04

Re: [info] Artykuły i Wywiady

kaciun :

tak, moja sygna rządzi :cool:

frank_kvitta_vs_kanzler_@_studio_4_2006.02.11
przy aktualnie sluchanej muzyce tak ! :D

Offline

 

#75 2008-07-21 18:32:00 Re: [info] Artykuły i Wywiady

pschemo
IMMORTAL™
Skąd: Nowa Huta
Zarejestrowany: 2005-11-13

Re: [info] Artykuły i Wywiady

otm jest debilem

Offline

 

2008-07-21 18:32:00 Re: [info] Artykuły i Wywiady

Admin
Reklamy Google
Zarejestrowany: 1970-01-01
Serwis

Re: [info] Artykuły i Wywiady

 9

  • Gadka
  •  » [info] Artykuły i Wywiady

Stopka forum

Powered by PunBB.org
© Copyright 2002–2005 Rickard Andersson
Modifications for GSz © Copyright 2005–2008 YonasH

Polityka prywatności