Offline
Domówki, clubbing i miejscówki, czyli życie towarzyskie współczesnej młodzieży
Współczesna młodzież jest bardzo aktywna na polu zabawowo-towarzyskim. Imprezują na domówkach w klubach lub spotykają się na „miejscówkach”. Pieniądze czerpią głównie od rodziców w postaci kieszonkowego. Blisko 32% badanych pozyskuje środki finansowe na swoje potrzeby samodzielnie podczas prac zarobkowych. Jeśli posiadają już „flotę” czy „siano” to wydają je głównie na konsumpcję.
Życie towarzyskie młodzieży koncentruje się wokół trzech rodzajów aktywności – domówkach, clubbingu i spotkaniach w tzw. „miejscówkach”. 49% badanych uczestniczy w „domówkach” (z czego 51% co najmniej raz w tygodniu). Domówki to spotkania podczas których się rozmawia, konsumuje (alkohole, napoje gazowane i przekąski), słucha muzyki i – jeśli jest taka możliwość – tańczy. Wskaźnik spożywania alkoholu jest wysoki (51%). Młodzi uczestniczą w domówkach, bo lubią być w gronie przyjaciół i znajomych (92%). Na co dzień odczuwają barierę finansową (15%), która uniemożliwia im pójście do klubu (7%). Młodzi czują się bezpieczniej w domu (9%), a domówka jest też dobrą okazją do wypicia alkoholu (4%).
Wśród badanych 43% respondentów uprawia clubbing (57% z nich co najmniej 2-3 razy w miesiącu). W przypadku pobytu w klubie wskaźnik spożywania alkoholu jest wyższy niż na domówce (63%). Życie klubowe jest bardziej dynamiczne i skupione na alkoholizowaniu się, tańcu, rozmowach, poznawaniu nowych ludzi i flirtowaniu. Młodzi chętnie w nim uczestniczą, gdyż są tam ich znajomi (46%), co czasem chcą uciec od codzienności (38%) lub posłuchać i zobaczyć DJów, którzy robią show (26%). Innym wymienianym powodem jest po prosty chęć spotkania się ze znajomymi bez względu na rodzaj granej muzyki (21%).
Osoby, które nie mają możliwości, aby uczestniczyć w domówkach lub chodzić do klubów spotykają się na „miejscówkach” (21% badanych codziennie). Robią to, bo nie ma innego miejsca (21%), bo to jest ich terytorium (19%), bo nikt im nie przeszkadza i oni nikomu nie wchodzą w paradę (10%).
Główne źródła finansów młodych ludzi to kieszonkowe (46%), pieniądze otrzymywane na bieżąco (32%), zajęcia zarobkowe (17%), stały dochód z zarabiania (15%), pieniądze od rodziców uzyskiwane od nich w razie nagłej potrzeby (15%). Blisko 32% badanych pozyskuje pieniądze na swoje potrzeby samodzielnie, dokonując różnych prac zarobkowych. Tak duże zaangażowanie w zakresie gospodarowania i pozyskiwania pieniędzy wynika między innymi z faktu, że uznają oni, że właśnie braki w zakresie finansowym (54%) są najbardziej uciążliwe i ograniczające w realizowaniu aspiracji i potrzeb jednostki. inna przeszkodą w realizacji własnych planów są rodzice i ich lęki o dziecko (24%), konieczność nauki i tym samym niemożność pracy (21%), lenistwo (20%), brak odwagi (15%), miejsce zamieszkania (14%), brak talentów (12%), nauczyciele (10%), charakter (9%) i rodzeństwo (5%).
Jeśli posiadają już „flotę” czy „siano” to wydają je głównie na konsumpcję (59% na jedzenie, 49% na napoje, 42% na wyjście z ze znajomymi, 40% na ciuchy, 39% na kosmetyki, 22% na kino, 16% na hobby, 15% na alkohol).
Badaniem objęto grupę 1000 respondentów w wieku 14 – 25 lat, mieszkańców wsi, dużego miasta i aglomeracji wielkomiejskiej. Podczas badania zastosowano metody ilościowo-jakościowe. Wyniki badania nie są reprezentatywne dla całej populacji młodzieży polskiej, ale stanowią preludium dla zmiany postaw młodego pokolenia. Badania przeprowadzono na zlecenie Coca Cola Polska. Dr hab. Jacek Kurzępa jest socjologiem w Wydziale Zamiejscowym SWPS we Wrocławiu.
Offline
i sex
Offline
Tam badano przeciętną młodzież, a nie subkultury klubowe :F
Offline
winetu :
Vogel :
co to za młodzież co nie bierze
chyba z lat 20 tych ubieglego wieku :F
wypraszam sobie
Offline
Susanna :
winetu :
Vogel :
co to za młodzież co nie bierze
chyba z lat 20 tych ubieglego wieku :F
wypraszam sobie
Tobie to nie grozi [bycie młodzieżą]
Offline
Offline
Susanna :
Jeśli posiadają już „flotę” czy „siano” to wydają je głównie na konsumpcję (59% na jedzenie, 49% na napoje, 42% na wyjście z ze znajomymi, 40% na ciuchy, 39% na kosmetyki, 22% na kino, 16% na hobby, 15% na alkohol).
czyli mają 282% ja się pytam "gdzie są kurwa rodzice?!"
Offline
Hej,
Co prawda moja audycja poświęcona dobrej muzyce elektronicznej, alternatywnej i Bog-wie-jakiej dostępna jest w Czwórce w każdy czwartek, ale pomyślałem, że nie obrazicie się, jeśli od czasu do czasu dam Wam znać o jakiejś ciekawej postaci goszczącej w moim programie.
Taką ciekawą postacią jest - moim zdaniem - Hernan Cattaneo, którego pogląd na świat i muzykę powinien zainteresować nie tylko fanów progressive. Obszerny wywiad i dużo muzy z różnych stylistycznie zakątków już jutro, czyli w czwartek od 21:00.
A tu krótkie audio-zaproszenie:'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw
Newsy dotyczące mojej audycji znajdziecie na' 'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw a tracklisty z poprzednich programów na' 'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw
Jak słuchać Czwórki dowiecie się z' 'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw
Mam nadzieję, że do usłyszenia
L.
Offline
Co ty wiesz o chrześcijańskim techno?
[oryginalny tekst:' 'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw
Nikogo już nie dziwi, jeśli muzykalni chrześcijanie zdzierają gardła na metalowych koncertach albo w szerokich spodniach rapują o swojej miłości do Boga. Czy ktoś jednak słyszał o chrześcijańskej techniawce?
Mike miał zaledwie 16 lat, gdy brał już narkotyki i zajmował się magią. Był dealerem narkotyków. Pewnego dnia wszedł do klubu Christian Rave ("rave" to rodzaj muzyki techno, ale nazwy używa się też dla samych imprez - przyp. red.), żeby sprzedać narkotyki bawiącym się tam ludziom. Atmosfera, którą zastał, mocno różniła się od tej, którą znał z innych klubów techno.
- Kiedy tylko wszedłem, poznałem, że jest tu jakoś inaczej. W powietrzu nie było dymu z papierosów i nikt nie był na haju. Muzyka była ta sama i ludzie tańczyli, ale była odczuwalna różnica w atmosferze. Było to świetliste, radosne odczucie - wspomina.
Po pewnym czasie zorientował się, że lista Dj'ów zawiera kilka zespołów chrześcijańskich. Domyślał się, że musi to być rave chrześcijański, choć nigdy wcześniej nie słyszał, by chrześcijanie tworzyli taki rodzaj muzyki. Postanowił skorzystać z okazji i sprzedać trochę dragów.
Większość bawiących się odmawiała, lecz próbował nadal. Podszedł do pewnej dziewczyny i zapytał, czy nie potrzebuje narkotyków.
- Spojrzała na mnie dziwnie i odpowiedziała: "Ja nie potrzebuję żadnych narkotyków. Ja mam Jezusa. Ty także potrzebujesz Jezusa, a czynisz złe rzeczy."
To zdanie przeszyło jego serce i ciągle tkwiło mu w głowie. Był wtedy mocno zaplątany w narkotyki i potrzebował pieniędzy, więc kradł i fałszował czeki. Trafił za to do więzienia. Wspomina, że w głowie ciągle słyszał słowa tej dziewczyny z klubu: „Ty potrzebujesz Jezusa". Gdy wyszedł z więzienia po raz kolejny trafił na odwyk. Tym razem się udało.
- Byłem na drodze do samodestrukcji. Wchodząc tej nocy do klubu Christian Rave, nie miałem pojęcia, że to popchnie mnie na właściwą drogę. Słowa dziewczyny towarzyszyły mi wszędzie, gdzie szedłem. Aż w końcu nie miałem wyboru, musiałem podjąć decyzję. Minęło już kilka lat od czasu, gdy zaprosiłem Jezusa do mojego życia i odtąd jest On ze mną zawsze - mówi Mike.
Christian Rave
- Dziś białe rękawiczki to już przeszłość, chociaż zawsze można spotkać na imprezach kogoś, kto nadal to praktykuje. Podobnie narkotyki - to już nie te czasy, kiedy większość ludzi chodziła „nakręcona" - zapewnia DJ Noisy z Wrocławia.
Mimo to wciąż nie brakuje ludzi, którym imprezy techno kojarzą się głównie z narkotykami, alkoholem, przypadkowym seksem i wyzywająco ubranymi ludźmi. Jak to się więc stało, że za techno wzięli się chrześcijanie?
Tak to wygląda w Baltimore:
W Olympian Ballroom w Reading, Pensylwania, młodzi chrześcijanie założyli klub Christian Rave, w którym grana jest muzyka techno. Pomysłodawcy to grupa młodych ludzi, którym pomagają Jeff Stoltzfus i John Carlson, lokalni liderzy.
- Wizja pochodzi od naszej młodzieży. Oni potrzebują kogoś dorosłego do pomocy, by to prowadzić, a ja podjąłem się tego jako wolontariusz. Cała ekipa, wszyscy Dj'owie, wszystkie światła - wszystko to robią młodzi - mówi Jeff, który na co dzień kieruje klubem.
Światła, neony, lasery, wszystko to wygląda podobnie jak w innych klubach grających techno. Natomiast muzyka grana w klubie jest tylko podobna - od czasu do czasu Dj czyta ulubione wersety z Pisma Świętego.
- Jest mnóstwo dzieciaków, którzy byli na różnych rave'ach i widzieli, co się tam dzieje. Kiedy przychodzą do nas, doświadczają wzajemnej jedności, która pochodzi od Ducha Świętego - tłumaczy Jeff.
Gospel house
Niemiec DJ Revelation na co dzień gra techno chrześcijańskie - tworzy muzykę gospel house. W latach 80. pasjonował się muzyką house. Chodził na różne imprezy i sam próbował grać różnego rodzaju mieszanki tego stylu. Kiedyś pewna chrześcijanka zaprosiła go do kościoła i wtedy, jak opowiada, po raz pierwszy doświadczył spotkania z żywym Bogiem.
- Kompletnie mnie to poruszyło. Moja dusza poczuła, że znalazłem to, czego szukałem przez ponad 30 lat - pokój z Bogiem. To wydarzenie wpłynęło także na moją muzykę. Dzisiaj gram tylko muzykę gospel house. Ważne jest dla mnie to, że mogę przez nią głosić Ewangelię - mówi DJ Revelation.
Ulubionym fragmentem Pisma Świętego tego niemieckiego Dj'a jest werset z Listu do Rzymian 1,16: „Albowiem nie wstydzę się ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy, najpierw Żyda, potem Greka".
Na moje pytanie „Jak ubierają się ludzie, którzy przychodzą na Twoje imprezy techno?"- odpowiedział mi: - Różnie, nie ma reguły, ale w większości nie wyzywająco. Dj stwierdza, że kiedy gra muzykę house, latin albo r&b, ludzie zachowują sie typowo - „tańczą, krzyczą, tupią nogami". Tylko atmosfera jest bardziej radosna niż na "zwykłych" imprezach techno.
Gdzie słuchać?
W Polsce najbliżej do "chrześcijańskiego techno" jest chyba SLOT Art Festivalowi, corocznej imprezie, na której młodzi chrześcijanie (i nie tylko) mogą wspólnie bawić się m.in. na scenie klubowej. W rozmowie z koordynatorem tej sceny dowiedziałam się jednak, że nie mamy póki co rodzimych artystów, którzy tworzyliby ten odłam muzyki elektronicznej.
Na świecie chrześcijańską muzykę techno i house nagrywa m.in. kalifornijska wytwórnia płytowa N*Soul Records. Warto też wspomnieć niemieckiego DJ'a Klausa J. Frauenholza, który nagrał już wiele płyt z chrześcijańską muzyką house, czerpiąc inspiracje z takich klasyków, jak Kraftwerk czy Tangerine Dream.
Chrześcijańskiego techno możecie posłuchać m.in. tu:'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw
Marta Hiler
Offline
Może jakby Leszek o tym się dowiedział wcześniej to by doszedł do siebie a tak.. btw. Świetny sposób na zrzeszenie sobie nowej publiki. Hellboy jest otwarty na nowatorskie pomysły imprezowe, ciekawe co on i jego szranz na to Łukaszu ?
Offline
Justice o/
WYWIAD: Wolimy bawić
- Nie główkowaliśmy zbyt wiele – przyznaje Xavier de Rosnay z Justice. Francuski duet po czterech latach wydaje swoją drugą płytę studyjną "Audio, Video, Disco".
Rozmawiałeś już z jakimś polskim dziennikarzem?
Tak.
Pytał cię pewnie, dlaczego Justice tak długo zwleka z przyjazdem do Polski?
Nie pytał. W zasadzie z tej samej przyczyny nigdy jeszcze u was nie graliśmy – po prostu nikt nas o to nie poprosił. Trudno poza tym byłoby przyjeżdżać specjalnie na pojedynczy występ. Ze względów logistycznych potrzebowalibyśmy zagrać w okolicy kilka koncertów.
Jak porównałbyś Justice z początku kariery – 2006, 2007 roku – do Justice w roku 2011?
Nasze intencje pozostają wciąż takie same: chcemy tworzyć nowoczesny, nietuzinkowy pop. Taki, jakiego sami chętnie byśmy posłuchali. Zmieniać się mogą nasze narzędzia czy metody działania, jednak priorytetem wciąż jest wyrażanie prostych emocji - radość, smutek, strach, pewność siebie - przy pomocy prostej muzyki. Nie zawsze jest ona zupełnie prosta, ale zawsze dbamy o to, by sprawiała wrażenie takiej. Nie interesują nas intelektualne, zaangażowane politycznie czy społecznie koncepty. Wolimy bawić. Albo też wprowadzać w melancholijny nastrój.
A co z waszą radością z muzyki - odkąd stała się ona codziennym zajęciem?
Mamy nawet więcej frajdy, niż na początku kariery. Przy nagrywaniu drugiego albumu wszystko przychodziło nam łatwiej. Nie główkowaliśmy zbyt wiele, byliśmy wyluzowani i przede wszystkim szczęśliwi, że możemy znów pracować w studiu we dwóch, Gaspard [Augé] i ja. Poprzedni rok poświęciliśmy naszym indywidualnym projektom, jeszcze wcześniejszy upłynął nam na koncertowaniu. Dobrze było usiąść wreszcie razem i porozmawiać o pomysłach na nową płytę. Tym bardziej, że mamy teraz świetne, komfortowe studio i znacznie lepiej orientujemy się, co w muzyce działa, a co nie. Za to nie mamy pojęcia, jak bez tego wszystkiego mógł nam się udać debiut.
Powiedziałeś kiedyś, że bycie w Justice to przede wszystkim PR.
Miałem na myśli to, że nie jesteśmy prawdziwymi muzykami. O inżynierii dźwięku czy produkcji studyjnej nie mamy większego pojęcia. Mówimy sobie: nagrajmy płytę, a nie potrafimy sensownie grać na jakimkolwiek instrumencie. Wspomagamy się więc komputerem i rozmaitymi sprzętami, które takim laikom ratują życie. W tej chwili mamy już podstawowe pojęcie o pianinie, gitarze czy basie, ale na żadnym z nich nie potrafimy zagrać czegokolwiek sensownego.
I wydajecie się być dumni z tego powodu.
Nie tyle dumni, co szczęśliwi! Przede wszystkim dlatego, że dzisiejsza technologia dopuszcza do muzyki takich jak my. Gdybyśmy urodzili się w latach 60. czy nawet na początku 70., moglibyśmy zapomnieć o tym zawodzie. Nie wszedłbyś do studia bez określonej wiedzy i umiejętności. Dziś każdy może produkować muzykę. To wyjątkowo łatwe i tanie zajęcie.
Wasze podejście do technologii zmienia się z czasem? Profesjonalizujecie się?
Do pewnego stopnia. Nadal korzystamy z tego samego oprogramowania, co na początku, ale musieliśmy zmienić parę rzeczy. Nasz debiut był straszliwie skompresowany i przesterowany. Nie bylibyśmy w stanie dołożyć na przykład dodatkowych bębnów, ostałyby się tylko trzaski. [Dla zademonstrowania trzasków Xavier uderza czymś w słuchawkę – przyp. mh]. Poza tym jeden z naszych ulubionych plug-inów odmówił współpracy z komputerem Apple, który właśnie zakupiliśmy. Skontaktowaliśmy się z twórcą plug-inu i poprosiliśmy, by przygotował dla nas kompatybilną wersję, ale potem zmieniliśmy zdanie. Pomyśleliśmy: to nawet dobrze, będziemy musieli zmienić dotychczasowe przyzwyczajenia.
Ile czasu pochłonęło "Audio, Video, Disco"?
Pół roku zeszło nam na same przygotowania - szykowanie i testowanie nowego studia oraz przerzucanie się ogólnymi pomysłami. Nagrywanie zajęło prawie dwa razy tyle. Na pewno jakieś dziewięć miesięcy poświęciliśmy na pisanie piosenek.
I zupełnie zrezygnowaliście z remiksów.
Po prostu nie mieliśmy na nie ochoty. To żadna wielka decyzja, zwyczajnie woleliśmy skoncentrować się na innych rzeczach. Świat na tym wiele nie ucierpi – remiksem zawsze może zająć się ktoś inny i tyle.
Singel "Civilisation" zapowiadał bardzo rockowy album, ale na "Audio, Video, Disco" słychać przeróżne wpływy i nawiązania. Rozmawiacie o takich rzeczach, czy wychodzą same już w studiu?
Wszystko dokładnie omawiamy. Zanim usiądziemy na przykład nad utworem otwierającym, podejmujemy konkretne decyzje co do jego brzmienia, nastroju czy stylu.
Możemy pobawić się w odwrócony quiz? Podam ci tytuł i skojarzenie po pierwszym przesłuchaniu, a ty powiesz, czy trafiłem?
OK.
"Horsepower" - rock progresywny.
Źle.
"Ohio" - Queen.
Źle!
"Canon" - barok.
Dobrze.
"Brianvision" - muzyka ośmiobitowa.
Źle.
To chyba nam pokazuje, na ile słuchający może odgadnąć inspiracje artysty?
Raczej dowiodłeś tego, że w muzyce każdy słyszy co innego. W tej dziedzinie nikt nie ma racji i nikt nie jest w błędzie. Jeśli słyszysz 8-bit music w "Brianvision" to masz do tego pełne prawo. Moje "dobrze" i "źle" dotyczyły tego, o czym rozmawialiśmy z Gaspardem w czasie nagrywania utworów.
Możemy teraz sprawdzić poprawne odpowiedzi?
Jasne
"Horsepower".
To mieszanka rozmaitych inspiracji, ale po głowie chodziła nam przede wszystkim "Cobra". To japońsko-włoska kreskówka, którą obaj z Gaspardem namiętnie oglądaliśmy w dzieciństwie. Kojarzysz ją? Główny bohater ma laserowy miotacz zamiast ramienia... pogrubiony tekstDrugą inspiracją były Igrzyska Olimpijskie. "Horsepower" miało przypominać otwarcie Olimpiady.
"Ohio"?
David Crosby. To nasz hołd dla niego. Sporo fanów będzie zaskoczonych tym kawałkiem.
"Canon"?
Jak wiesz kanon jest formą muzyczną, w której nakładasz dany temat na niego samego. Tak właśnie tak skonstruowaliśmy "Canon". Drugą inspiracją był serializm z lat 50. i jego precyzyjne repetycje, tyle że ubrane w brzmienie heavymetalowe. Sporo frajdy dało nam łączenie serializmu i heavy metalu. (śmiech)
"Brianvision"?
Queen.
O, byłem blisko.
Tym razem chodzi o to charakterystyczne, surowe brzmienie gitary. W tytule oddaliśmy nawet hołd Brianowi Mayowi.
Twój ulubiony spośród wszystkich 10 właściwych utworów?
Dla nas obu jeden jest o tyle szczególny, że reprezentuje brzmienie i ducha całego albumu. Chodzi właśnie o "Brianvision". Kiedy skończyliśmy go nagrywać, poczuliśmy, że będzie wyznacznikiem dla wszystkich pozostałych piosenek.
Wracając do "Civilisation", skąd pomysł na odwracanie grawitacji i niszczenie sławnych monumentów?
W styczniu albo lutym zaczęliśmy myśleć nad koncepcją tego filmu. Chodziły za nami obrazy katastrof naturalnych – wybuchające wulkany, trzęsienia ziemi, takie rzeczy znane z dokumentów National Geographic. Przy czym nie chcieliśmy nikogo straszyć, lecz pokazać siłę i piękno natury. Wtedy jednak w Japonii doszło do tej wielkiej tragedii. Usiedliśmy więc z reżyserem pomyśleliśmy nad czymś bardziej alegorycznym. W końcu powstał świat, w którym Ziemia jest płaska. Albo coś w rodzaju świątecznej szklanej kuli – takiej do potrząsania ze sztucznym śniegiem w środku.
A bizony?
Po prostu wyglądają cool.
Krzyż już zawsze będzie zdobił płyty Justice?
Dzięki niemu nie musimy dawać na okładki naszych własnych twarzy. (śmiech) Poza tym to bardzo silny symbol. Można pokazać go na wiele różnych sposobów i zawsze zwraca na siebie uwagę. Odnoszę zresztą wrażenie, że ten krzyż jest bardziej zespolony z Justice niż Gaspard i ja. Jest niejako trzecim członkiem grupy. Mielibyśmy go o tak wyrzucić?
link do oryginału;'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw
Offline
Offline
Wixa zgody narodowej -'
'linki widoczne tylko dla zalogowanych uytkownikw
Na początku spotkaliśmy się z oporem starych hardcorowców: że to niby wielkie lolowanie, że przyszły hipstery i znowu robią coś dla beki - wyznają. - A z drugiej strony znajomi, którzy zazwyczaj chodzili do 1500 czy Jerozolimy na ambitnetechno-house'owe imprezy, mówili, że pajacujemy, że świrujemy pawiana. A potem okazało się, że didżeje związani z tymi klubami w przeszłości sami siedzieli głęboko w tej muzyce, grali schranze czy gabbery, ale z trendami zeszli na wolniejsze, bardziej eleganckieformy - i oni pytali, czy mogą u nas zagrać.
Dzisiaj już bez napinki na to, kto jest kim, wszyscy oni spotykają się na Wixapolach.
Jak ma się rozwijać lokalna scena, jeżeli uprawiamy tutaj kult cargo - spadnie puszka coli z samolotu, a my robimy ołtarz?
Wiksa się skompromitowała i nie ma za nią jeszcze dostatecznej nostalgii, ale chcieliśmy znaleźć polski odpowiednik słowa rave. Poszukiwaliśmy uniwersalnych rzeczy, które nadal mogą być porywające: Parada Wolności w Łodzi, klub Lokomotywa, dawne imprezy w klubie Ekwador. Ale w muzyce mało co jest wieśniackie, wszystko zależy od perspektywy i czasu. My, jako Wixapol, staramy się na równi traktować Jeffa Millsa i DJ-a Hazela - tu wybucha salwa śmiechu.
Offline
"POKOLENIE RAVE. TRANS W POSTINDUSTRIALNEJ SCENERII", Robert Leszczyński, 7 września 1995 r.
Subkultura rave'owców istnieje tylko w weekend. Po normalnym, nudnym tygodniu - dzikie odreagowanie w łomocie basowych bębnów i migotaniu laserowych świateł.
Ogromna hala dwupoziomowej dyskoteki na obrzeżach Warszawy, środek nocy z piątku na sobotę. Muzyka gra z głośnością bliską progu bólu. Beat (rytmiczne uderzenia bębna basowego) jest tak głośny, że słucha się go nie tylko uszami, ale dosłownie czuje całym ciałem. Z takim hałasem nie można walczyć. Można mu się tylko poddać. Hipnotyczny efekt powiększa oślepiające miganie stroboskopu i nieustanne wirowanie kolorowych laserów wycinających w gęstym dymie nieregularne kształty. Wszystko razem sprawia, że czujemy się jak w innym wymiarze. Rzeczywistość wygląda jak film w zwolnionym tempie. W pomieszczeniu tańczy około tysiąca dziwacznie ubranych osób. Tak wyglądało ostatnie Techno Party w klubie Van Beethoven.
Przedtem był acid
Celowo nie używam słowa "dyskoteka", bo choć także jest to miejsce, do którego przychodzą młodzi ludzie, aby tańczyć przy "sztucznej" muzyce, to na tym podobieństwa się kończą. Muzyka disco jest lekka i łatwa. Rave i techno dają się porównać tylko do najostrzejszych odmian heavy metalu czy punk rocka.
Pochód rave (po angielsku to słowo znaczy zarówno "szaleć", "zachwycać się", jak i "bredzić", "wściekać się") i techno przez zachodnią Europę rozpoczął się kilka lat temu w Niemczech i krajach Beneluksu, stanowiąc rozwinięcie tanecznej muzyki acid house, która przywędrowała do Europy z USA w połowie lat 80. Acid house, transowe połączenie disco, techno i rapu, tańczyło się i słuchało w dyskotekach.
Roman Pawłowski wspomina "Leszcza": "Son of the Blue Sky"
Najlepiej było rozpoczynać objazd po klubach w piątek wieczorem i bawić się nieprzerwanie do poniedziałku rano. Oczywiście nikt by tego nie wytrzymał, gdyby nie narkotyki - kokaina, amfetamina i XTC (czytaj: extasy), czyli lekka odmiana LSD, (stąd w nazwie acid, czyli "kwas" - slangowa nazwa LSD). "Dragi" dają całej wyprawie "kopa", "odlot," a także niezbędną ilość energii, aby przetrwać taki weekend.
Rave i techno grane są w różnego rodzaju opuszczonych hangarach, halach czy bunkrach (im bardziej takie miejsce przypomina porzuconą fabrykę, tym lepiej), mieszczących jednorazowo po kilkadziesiąt tysięcy osób. Impreza taka trwa zwykle 48 godzin, ale może trwać również tydzień lub nawet dwa (bez przerwy!). Na niektórych tego typu imprezach istnieje zakaz posiadania zegarka, który zostawia się przy wejściu. Organizowane są również rave'owe parady uliczne, nawiązujące do karnawałowej parady w Rio, trwające bez przerwy kilka dni i nocy, gromadzące setki tysięcy uczestników.
Tylko dźwięk
Muzyka rave wykonana jest na syntezatorach, samplerach (elektronicznych przetwornikach dźwięku) i komputerach, często nie ma melodii, słychać tylko perkusję, bas i industrialne efekty dźwiękowe. Linia wokalna i tekst niemal nie istnieją.
Rola didżeja nie ogranicza się, jak w zwykłej dyskotece, do grania z płyt. Na specjalnych odtwarzaczach CD może on dowolnie regulować tempo utworów, grać z dwóch płyt równocześnie, scratch'ować (drapać igłą gramofonu po płycie analogowej) lub wręcz dogrywać coś na własnych syntezatorach, samplerach i automatach perkusyjnych, tworząc metodą muzycznego collage'u zupełnie nową jakość artystyczną. Od niego zależy, czy ludzie dobrze się bawią. Paweł Pakulski grający rave w klubach oraz w rozgłośni radiowej "RH Kontakt" twierdzi, że zarabia dużo (do 70 zł za godzinę grania), ale jeszcze więcej musi wydać na płyty. Aby utrzymać się w pierwszej lidze, trzeba ciągle kupować nowe płyty. W Polsce można kupić tylko nagrania najbardziej znanych wykonawców, takich jak Mark OH, Marushia czy U96, które są jego zdaniem zbyt komercyjne. Po naprawdę interesujące tytuły trzeba wybrać się do Berlina.
Festiwal "New Alcatraz Welcome Back Party" w Hali Sportowej w Łodzi w 1996 r., który przerodził się w Paradę Wolności, najważniejszą imprezę techno w Polsce:
Muzyka rave ma wiele podgatunków: w zależności od odmiany, nazywa się ją również techno lub bardziej po niemiecku tekno lub tekkno (im więcej liter "k", tym dana odmiana jest bardziej radykalna), ale również jungle, house lub hard core.
Muzyka ta i wszystko, co ją otacza, a więc również subkultura jej fanów, pełna jest industrialnych odniesień, terminologii technicznej. Ma to swój wyraz w strojach (plastyk, obcisłe syntetyczne materiały w niemożliwie odblaskowych kolorach, inne atrybuty industrialne w postaci okularów spawalniczych, masek p.gaz., megafonów) oraz w postindustrialnym wystroju hal. Rave Parties cieszą się opinią azylu swobód seksualnych, z "kochającymi inaczej" na czele.
Rozmawiam z Kamilem i Szymonem - mają po 16 lat i są rave'owcami. Do Polski przyjechali dwa lata temu z Niemiec, światowego centrum muzyki techno, więc ze zjawiskiem zetknęli się u źródła. Rave jest ich życiem, mówią o tym z zapałem. Są przekonani, że uczestniczą w przełomie kulturowym i że tylko jest kwestią czasu, aby muzyka i stylistyka rave stała się powszechną modą. Twierdzą, że rave nawiązuje bezpośrednio do rytualnej muzyki ludów pierwotnych, która swoim rytmem wprawiała szamanów w stan ekstazy i umożliwiała kontakt z innym wymiarem.
Nie przyjmują w ogóle do wiadomości, że to wszystko już było: transowa muzyka quasi-religijna, transowy blues. Na przełomie lat 60. i 70. istniała tzw. muzyka psychodeliczna (np. wczesny Pink Floyd), która formułowała identyczne jak rave postulaty, aby światłem, dźwiękiem i innymi środkami wprawić słuchaczy w rodzaj transu. Potem pojawiła się cała muzyka elektroniczna (np. Tangerine Dream), zespół Kraftwerk, od którego było już prosto do Ultravox i Depeche Mode, a od nich do S'Express, Technotronic i 2 Unlimited, czyli bardziej komercyjnej muzyki house i techno.
Odreagować wyścig szczurów
Dwa lata temu byłem na pierwszym w Polsce Rave Party, które odbyło się w nieczynnym już klubie Fugazi, trwało 12 godzin, przyszło dwa tysiące osób. Oprócz klubu Van Beethoven imprezy rave'owe organizowane są w klubie Blue Velvet. Co tydzień przychodzi na nie w sumie ok. 2 tys. osób. Rave w Polsce różni się od zachodniego. Na razie wzbudza mniejsze zainteresowanie, imprezy są skromniejsze. Na ostatniej przed wakacjami imprezie w Beethovenie było ponad dwa tysiące ludzi i część nie zmieściła się do środka. W grudniu ma być jednak zorganizowane ogromne Rave Party w jednym z hangarów na Okęciu, mają przyjechać największe gwiazdy tej muzyki, spodziewanych jest 10 tysięcy osób z całego kraju i dopiero wtedy można będzie ocenić siłę tego zjawiska w Polsce.
Pytam swoich rozmówców o narkotyki. Odpowiadają, że nie każdy ich potrzebuje, bo muzyka i światła robią swoje, poza tym do dodania sobie energii można użyć napoju Red Bull albo Guerrany - legalnie reklamowanych i sprzedawanych środków na bazie witamin i kofeiny, które działają jak silny środek pobudzający. Ich zdaniem narkotyki są wszędzie: w szkołach, knajpach, na ulicy, paradoksalnie w klubach może ich nie być, bo ochrona w obawie przed zamknięciem klubu pilnuje, żeby nie kręcili się tu dealerzy. Amatorzy mocnych wrażeń muszą więc załatwiać sobie "spidy" na mieście.
Tajemnicą pozostaje, dlaczego człowiek, po całym tygodniu wyścigu szczurów w industrialnym środowisku wielkiego miasta, w weekend w ramach relaksu, miast odpocząć na łonie natury, aplikuje sobie kolejną, o wiele mocniejszą porcję hałasu. Może chodzi tutaj o taką samą logikę, którą stosuje się lecząc kaca setką wódki z rana?
Rave kosztuje
Kim są rave'owcy na co dzień? W przeciwieństwie do subkultury punkowej czy hipisowskiej ich styl dotyczy tylko weekendu, który ma być dzikim odreagowaniem normalności i nudy całego tygodnia. W odróżnieniu od punków czy hipisów, którzy uważają pieniądze za przyczynę wszelkich nieszczęść, rave'owcy nie mają nic przeciwko nim. Wszak weekend rave'owca nie jest tani - ciuchy, bilet wstępu, drinki lub małe co nieco - to wszystko kosztuje. Trzeba na to ciężko pracować przez cały tydzień. I tu znowu coś mi się przypomina. Pod koniec lat 70. w kinach święcił triumfy kultowy film pt. "Gorączka sobotniej nocy". Bohater filmu przez cały tydzień tyra w sklepie chemicznym, aby w sobotę zupełnie zmienić skórę i odreagować wszystkie stresy w dyskotece. Wszystko już było.
Offline
Offline
rano juz to czytalem i ten pocisk o imprezie z Marco mnie rozjebał, "Bałam się nie tylko o siebie, ale i mój sprzęt" hahahahaha.
...jak komus przeszkadza ktos powykręcany na sali no to do filharmonii niech chodzi a nie na biby. co prawda tez tego nie popieram, ale jak jade na bibe czy to licze sie z tym ze to norma. a zamilska niech zacznie koncertowac z the dumplings, tam wszyscy beda tacy hipterscy i w dupe grzeczni.
Offline
Powered by PunBB.org
© Copyright 2002–2005 Rickard Andersson
Modifications for GSz © Copyright 2005–2008 YonasH